Zgodnie z niedawnymi zapowiedziami ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego, Polska będzie musiała przeznaczyć na inwestycje w energetyce około 170 mld zł. Problemem może być znalezienie środków tej wysokości, ratunkiem – firmy azjatyckie – podaje „Rzeczpospolita”.
– Plany inwestycyjne spółek energetycznych w nadzorze ministra energii to 170 mld zł – mówił w październiku minister Krzysztof Tchórzewski. Jak się okazuje, jego zdanie podziela także Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Przedstawia je w raporcie, do którego dotarła „Rzeczpospolita”. Zdaniem instytucji, w najbliższych 15 latach spółki przeznaczą na nowe moce od 150 do 200 mld zł. Agencja dodaje, że polskich firm nie stać na takie wydatki i środków finansowych będą musiały poszukać na zewnątrz.
Wspomnieć należy także, że tylko w ostatnim tygodniu z finansowania inwestycji węglowych zrezygnowały dwa giganty bankowości – Société Générale oraz Crédit Agricole. Takich posunięć, mających na celu dekarbonizację portfeli inwestycyjnych, można się nadal spodziewać; jest ich również więcej od szczytu klimatycznego w Paryżu.
Szansą dla inwestycji energetycznych w Polsce mogą okazać się Azjaci. A konkretnie: Chińczycy, od dłuższego czasu obecni na rynku oraz Japończycy. – Rząd polski będzie musiał na pewnym etapie wybrać, którego z tych partnerów uzna za strategicznego. Dla obu nie będzie miejsca na naszym rynku – mówi,
cytowany przez „Rzeczpospolitą”, dr hab. Filip Elżanowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Według eksperta, na korzyść firm chińskich działa fakt szybkiego podejmowania decyzji. Z kolei Japonia może szybko zrazić się do braku konkretnych ustaleń ze strony polskich spółek i urzędników, już na etapie omawiania szczegółów inwestycyjnych.
Za realizacją inwestycji w sektorze energetycznym i górniczym opowiada się zdecydowanie Tomasz Chmal, ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych. Podkreśla on jednocześnie, że należy przemyśleć kwestię inwestorów z zagranicy. – Wpuszczając obcy kapitał, należy jednak patrzeć, czy tworzy on impuls do wzrostu gospodarczego naszego kraju. Bo ostatecznie i tak zapłacą polscy odbiorcy. Wartością dodaną są np. nowe miejsca pracy, ale też płacone tu przez inwestorów podatki. Ci powinni otrzymać jasny komunikat od rządu, że nie powinni traktować Polski tylko jako rynku zbytu np. dla swoich technologii – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.
Tomasz Chmal stwierdza ponadto, że nie należy z góry zakładać niepowodzenia Chińczyków. – Ale mają u nas do odrobienia lekcję dotyczącą jakości inwestycji – dodaje. – W pierwszej kolejności powinni więc się próbować, realizując mniejsze projekty, np. modernizacji elektrociepłowni, a nie od razu budowy bloków po 1 tys. MW – stwierdza ekspert w rozmowie z dziennikiem.