Rok 2015 był wyśmienity pod względem ilości pasażerów na polskich lotniskach. Zarówno łącznie jak i na poszczególnych lotniskach padły rekordy. Obiecujące są też prognozy na rok 2016. Większość lotnisk chwali się nie tylko oczekiwanym wzrostem pasażerów, ale też rozszerzeniem siatki połączeń czy wejściem nowych przewoźników. Ładnie, można by powiedzieć. Nawet bardzo ładnie.
Nie będę szedł pod prąd i też powiem, że ładnie. Te „proste” liczby mogą być pożywką dla mediów, może też polityków (choć ci powinni wzrokiem sięgać dalej), ale na pewno nie dla samej branży. Wzrost liczby pasażerów, połączeń i przewoźników nie może być celem samym w sobie. To raczej środek do osiągnięcia celu czy celów na wyższym poziomie. Jeśli lotniska i cały transport lotniczy mają być kołem zamachowym lokalnej i krajowej gospodarki, to na pewno wzrosty, jakie zanotowaliśmy w ostatnim roku, są warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym do tego, aby te cele ogólnogospodarcze wypełnić.
Przykład pierwszy z brzegu to kwestia „connectivity”. Ponoć istnieje dziesięć definicji tego pojęcia? Aż tylu jeszcze nie spotkałem. Zazwyczaj jednak, mówiąc o connectivity, mówi się o liczbie połączeń czy ilości destynacji dostępnych z danego portu. Ignorując zupełnie fakt, że połączenie połączeniu nierówne (np. LCC vs. FSC) i destynacja destynacji też nierówna (np. Frankfurt vs. Frankfurt Hahn). A connectivity jest podstawą dla możliwości generowania przez lotnisko szerszych korzyści ekonomicznych dla kraju i regionu, zwłaszcza tak zwanych korzyści indukowanych. Prosty i logiczny łańcuch zdarzeń: lepsze connectivity, znaczy lepszy dostęp do rynku, co przekłada się na większy handel i inwestycje, z czego wynika wzrost gospodarczy i popyt na przewozy lotnicze. Coraz częściej to właśnie connectivity, a nie liczba pasażerów jest uznawane jako ważny element ekonomicznego wpływu lotniska na region w nowoczesnych i rozwiniętych gospodarkach.
Im wcześniej zaczniemy się zastanawiać także nad innymi aspektami doświadczanych wzrostów, tym lepiej. Co niosą nam te imponujące wzrosty i czy rzeczywiście są powody do zachwytów? Gdyby tak poskrobać, policzyć, prześwietlić to, czy nie okaże się nagle, że lotnisko z mniejszą ilością pasażerów generuje większą wartość dla swojego regionu niż liderzy rankingów? Czy rzeczywiście jesteśmy tacy świetni, czy inne lotniska w regionie Europy Centralnej są daleko przed nami? Oczywiście jest to tylko jeden ze wskaźników, pozwalających ocenić działalność lotniska. Może nawet nie najważniejszy. Ale na pewno ważniejszy niż prosta liczba pasażerów.