Swoista narodowa mobilizacja w trudnym okresie sprzyja branży budowlanej – ocenia prezes Budimeksu Dariusz Blocher. To dzięki niej, wszelkie problemy były rozwiązywane na bieżąco, a budowy pracowały bez lockdownu. To także jeden z czynników, które złożyły się na to, że największa grupa budowlana w Polsce spodziewa się dobrych wyników finansowych.
RynekInfrastruktury.pl, Elżbieta Pałys: Ubiegłoroczny sezon budowlany upłynął pod rygorami pandemii. Jak by Pan podsumował ten okres?
Dariusz Blocher, prezes Budimex SA: Było dużo niewiadomych, sporo obaw, ale jeśli chodzi o wyniki finansowe, zakończyliśmy rok lepiej niż się spodziewaliśmy. Będziemy mieli w Budimeksie wyższą sprzedaż i większą gotówkę, wyniki finansowe też będą lepsze.
Mimo początkowych niepokojów, z czasem ułożyliśmy sobie relacje na nowo. Nauczyliśmy się komunikować przy pomocy narzędzi internetowych zarówno między sobą, jak i między klientami. Pracownicy skupili się na pracy, a my jako firma zadbaliśmy, żeby mogli pracować w miarę bezpiecznie.
Osiągnęliśmy to dzięki naszym pracownikom, dostawcom, klientom i inwestorom publicznym. To pokazuje, że jak jest jakieś narodowe wyzwanie, to wszyscy się skutecznie mobilizujemy.
Efekty w postaci dobrego były jednak okupione dużą ilością problemów związanych z obostrzeniami, z pozyskiwaniem pracowników, z chorobami. W Budimeksie mieliśmy w szczytowym momencie w październiku ok. 190 zachorowań na Covid-19. W sumie chorobę przeszło około 400 osób..
Czy były sytuacje, że z powodu zachorowań wśród pracowników trzeba było zatrzymać budowę?
Pandemia miała negatywny wpływ na kilkanaście budów – problemy z dostawą podzespołów, przylotami specjalistów z Azji bądź Ameryk i wpłynęło to na ostateczny termin zakończenia prac. ale żadna z budów – a Budimex ma ich ponad 200 – nie stanęła. Zakażenia były rozproszone, a ponadto większość z nich nie dotyczyła robotników, lecz pracowników biurowych. Na jednej z inwestycji mieliśmy wprawdzie wyłączenie jednej trzeciej zespołu, ale pracowaliśmy. Tu akurat zachorowania wystąpiły po szkoleniu BHP.
Jak organizowaliście pracę w tym czasie?
Na początku pandemii powołaliśmy specjalny zespół, dedykowany do tego, by zbierać dane o zarażeniach i w odpowiedni sposób reagować. Wytworzyliśmy taką kulturę, że pracownicy nie ukrywają zachorowań, informują o nich.
Jako firma, robimy pracownikom prywatnie testy, po to, żeby zapewnić im komfort, ale też ograniczyć ryzyko zarażenia innych. Takich testów wykonaliśmy już ponad 4 tysiące. Wprowadziliśmy dodatkowe reżimy sanitarne, także sami jako zarząd dając przykład, choćby poprzez noszenie masek.
Ograniczyliśmy ilości spotkań, zainstalowaliśmy specjalne przegrody w biurach, zainwestowaliśmy też w większą powierzchnię w biurach na budowach.
To wszystko z pewnością wygenerowało dodatkowe koszty, ale mimo to – jak Pan powiedział – spodziewacie się dobrych wyników.
– My oszacowaliśmy te koszty na około 30 mln zł. Nie jesteśmy firmą, która nagle zmienia swój front działania, a wyniki za trzy kwartały były lepsze, mogę więc powiedzieć, że wyniki po czterech kwartałach też będą lepsze, bo utrzymujemy tegoroczny trend.
Covid kosztuje nas dużo ale z drugiej strony postawa wielu naszych klientów jak GDDKiA, PKP PLK, czy Wody Polskie sprzyjała prowadzeniu kontraktów budowlanych. Sprawy, które czekały na rozwiązanie wiele lat zostały pozamykane, szereg roszczeń, które składaliśmy, zostało nie w całości, ale w części uznanych. Jednocześnie zmniejszyła się presja na wzrost kosztów pracy, podwykonawców, materiałów. To także spowodowało, że wyniki są lepsze.
W sumie daje nam to możliwość poprawy marży o 1-2 proc. W przypadku generalnych wykonawców ostatnio wynosiła ona ok. 1 proc. zysku przed opodatkowaniem. Teraz jest szansa na 2-3 proc.
Średnie i mniejsze firmy dotychczas operowały na poziomie 7-11 proc. zysku i one pewnie będą teraz miały 1-2 proc. mniej, bo produkcja budowlano-montażowa pokazuje, że rynek się skurczył. Prawdopodobnie cały rok zakończy się pięcioprocentowym spadkiem i w 2021 roku może być podobnie.
Mówi Pan o dobrych relacjach z inwestorami publicznymi. Czy można powiedzieć, że to co się udało wypracować zaowocuje dobrymi relacjami na stałe? Czy „gorąca linia” inwestorzy – wykonawcy nie będzie już potrzebna?
My, jako Budimex nie narzekaliśmy na relacje z inwestorem publicznym. Mieliśmy problemy dotyczące konkretnych rozwiązań, np. wzoru umowy, natomiast ani mnie osobiście, ani naszym pracownikom nigdy nie odmawiano możliwości spotkania, dyskutowania. Teraz bardziej skorzysta branża jako całość, bo w pandemii pracowaliśmy w sposób zespołowy, z wieloma firmami.
Cykliczne spotkania na poziomie ministerialnym uważam za ważne i to nie dlatego, że na nich rozwiązujemy ważne problemy. Sama zapowiedź takiego spotkania powoduje, że znajdujemy rozwiązanie na poziomie oddziałów lokalnych, ponieważ nikt nie chce, żeby problemy jego były poruszane na tak dużym forum. Pod tym kątem taka narodowa mobilizacja jest dobra.
Myślę, że teraz powinniśmy się skupić na systemowym usprawnieniu pewnych spraw. Będę namawiał wszystkich, by przejść na etap rozwiązań systemowych, żeby pracownicy i urzędnicy na różnych szczeblach mogli podejmować skuteczniej i bardziej wiążąco decyzje.
Słabiej natomiast w ostatnim okresie było w relacjach z samorządami. One jakby zamarły na chwilę. I nie mówię tu o inwestycjach, bo tych jest mniej ze względu na mniejszą ilość pieniędzy, ale kontaktów z nimi było dużo mniej.
Przed nami cały kolejny rok, jak Pan ocenia perspektywy na przyszłość?
Jestem zadowolony z zapowiedzi kontynuowania dużych projektów inwestycyjnych w 2021 roku. Obawialiśmy się dziury inwestycyjnej, która zawsze się pojawiała w związku z nowym budżetem unijnym, ale otrzymaliśmy bardzo dobrą wiadomość, że w planie GDDKiA jest 330 km dróg ekspresowych plus obwodnice. Daje to około 17-20 miliardów zł w nowych przetargach. Plany PKP PLK też mówią o ok. 15-17 mld zł.
Spodziewaliśmy się dużo mniej. To jest optymistyczny sygnał, który być może uspokoi sytuację w branży.
Firmom zależy, żeby przetargi były ogłaszane, bo niepewność źle wpływa na rynek. Dane statystyczne za sierpień, wrzesień i październik pokazywały prawie 15-proc. spadek produkcji budowlano-montażowej w infrastrukturze. To spowodowało, że firmy się przestraszyły – każdy z nas ma przecież ogromną liczbę pracowników, zainwestowaliśmy w sprzęt itd. – i zaczęło się składanie ofert ryzykownych cenowo.
A koszty, moim zdaniem, długoterminowo będą rosły, choć może nie aż tak bardzo, jak to było do tej pory. Do góry będą szły płace – my w Budimeksie chcemy płacić pracownikom lepiej, pomimo że już płacimy w miarę dobrze. Będą też wzrastały koszty materiałów, choćby ze względu na emisje CO2. Pewne problemy spowoduje też redukcja mocy wytwórczych w sektorze stalowym. Już dziś widać, że cena prętów stalowych istotnie wzrasta.
Szkoda by było znów popaść w problemy związane z tym, że ktoś źle coś skalkulował. Pół biedy jeśli to jest firma taka jak Budimex, Strabag, czy Porr, bo one taką wpadkę udźwigną i przetrwają. Gorzej z przedsiębiorstwami, które nie są związane z naszym krajem i jeśli rachunek im nie zgadza, to schodzą z budowy. My nie jesteśmy idealni, ale pokazaliśmy, że słowa dotrzymujemy, realizujemy z dobrą jakością, w dobrym terminie i – staramy się – z zyskiem.
Można wiec powiedzieć, że branża jest przygotowana na kolejny rok w pandemii?
Nauczyliśmy się pracować przy zachowaniu środków ostrożności, czy dystansu, więc z tym sobie poradzimy. Nadal jednak cierpimy na brak pracowników, zwłaszcza robotników, więc wszelkie ograniczenia między krajami mogą spowodować problemy, mówię tu o głównie kierunkach: Ukraina i Białoruś.
Z pewnością będziemy musieli jeszcze poprawić jako branża technologię teletechniczną służącą komunikacji bo to nas – nie tylko instytucje państwowe, ale i firmy – trochę zaskoczyło. Jakość połączeń często jest niewystarczająca, infrastruktura telekomunikacyjna też wymaga większych inwestycji.
Pewne obawy mamy, bo pandemia nie zniknie od razu. Pojawiają się coraz nowe obostrzenia, jak na przykład te związane z zamykaniem hoteli, ale tu na szczęście Minister Infrastruktury Andrzej Adamczyk zareagował i pracujący na budowach są z tych rygorów wyłączeni. Mimo wszystko w przyszłość patrzymy z optymizmem.
Wszystko wskazuje na to, że wraz ze szczepionką będzie lepiej. Jako firma zachęcamy wszystkich pracowników do szczepienia się. Jeżeli byłaby kiedyś taka możliwość, chętnie kupilibyśmy szczepionkę, żeby przyśpieszyć ten proces i by w naszych przychodniach również pracownicy mogli się zaszczepić.
Poza tym cały czas inwestujemy. W Budimeksie kilkadziesiąt milionów złotych wydamy na różnego rodzaju sprzęt budowlany. Nie zwalniamy tempa, będziemy zatrudniali pracowników, może nie masowo, bo już mamy 8 tys. osób, ale uwzględniają rotacje pracowników, kilkaset osób chcemy zatrudnić.
Zamierzamy podnieść także wynagrodzenie. Staramy się normalnie pracować, jeżeli można mówić o czymś normalnym w tych trudnych dla nas wszystkich czasach.
Czy w czasie pandemii były zwolnienia w Budimeksie?
Ekonomicznych zwolnień u nas nie było, przystąpiliśmy też do akcji „Nie zwalniamy”. Ale od nas też pracownicy odchodzą. Budimex stał się „wychowalnią” dobrych kadr dla innych firm – nie jesteśmy w stanie wszystkim zapewnić awansu, więc niektórzy pracownicy się z nami rozstają, ale jest to niewielki odsetek – mniejszy niż wynosi średnia w branży. Czasem my dziękujemy pracownikom, jeśli okazuje się, że jednak nie spełniają naszych standardów. Ten poziom rotacji jest niewielki, kilkuprocentowy. Nie zwalniamy jednak z przyczyn ekonomicznych i nie planujemy tego robić. Nasza sprzedaż w 2021 roku nie powinna spaść, więc nie ma powodów, by redukować zatrudnienie.