– Nie traktujemy fotoradarów jako maszynek do zarabiania pieniędzy – podkreśla Marek Konkolewski, dyrektor Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym. – Naszą rolą jest zwiększenie bezpieczeństwa na polskich drogach – dodaje.
Fotoradary to jeden z tych tematów, które u kierowców wywołują największe emocje. Rok 2016, w którym straże miejskie pozbawiono prawa korzystania z tych urządzeń, pozwolił stwierdzić, że kontrolowanie prędkości na drogach jest jednak potrzebne. Po czterech latach znacznej i systematycznej redukcji liczby ofiar śmiertelnych (4189 w 2011 roku, 2946 w roku 2015), rok poprzedni przyniósł odwrócenie trendu – w 2016 na polskich drogach zginęło 3017 osób.
Marek Konkolewski, dyrektor CANARD, podkreśla przy każdej możliwej okazji, że podległa mu instytucja nie ma zamiaru powtarzać błędu popełnionego w przeszłości przez straże miejskie. Nie inaczej było podczas ostatniej konferencji „Prędkość – fakty i mity”, którą zorganizowano w związku z 4 globalnym tygodniem bezpieczeństwa ruchu drogowego. – Inspekcja Transportu Drogowego działa jawnie, działa transparentnie. Na stronie internetowej CANARD można uzyskać pełną informację na temat lokalizacji fotoradarów, odcinkowych pomiarów prędkości, rejestratorów przejazdu na czerwonym świetle. Dodatkowo, wszystkie miejsca, w których działają te urządzenia, są oznaczone znakiem D51. W żadnym wypadku, mówię to z pełną odpowiedzialnością, fotoradar nie może być traktowany jako maszynka do zarabiania pieniędzy. Jawność, transparentność to nasza domena. Dbamy przede wszystkim o to, żeby polskie drogi były bardziej bezpieczne – mówił dyrektor.
Niezależnie od deklarowanych intencji, pozostaje pytanie, czy urządzenia nadzorowane przez CANARD mają realny wpływ na zachowania polskich kierowców. Z prezentacji Anny Zielińskiej z Instytutu Transportu Samochodowego wynika, że po wyłączeniu fotoradarów w 2016 r. kierowcy rzeczywiście wdepnęli pedał gazu, ale problem leży gdzie indziej. Wyniki wyrywkowych pomiarów przeprowadzonych przez ITS pokazują, że bez względu na to, czy fotoradary działają czy nie, ponad 70 procent kierowców przekracza dopuszczalną prędkość (45% o ponad 10 km/h). Tymczasem tylko promil z nich otrzymuje mandat. Być może należałoby się zastanowić nad zwiększeniem tego odsetka.
– Nie będzie przemawiał fiskalizm. Dla mnie wartością dodaną jest to, że kierowcy będą jeździć zdecydowanie wolniej. Jedna osoba zabita w wypadku drogowym to koszt około 1 mln zł, są to straty, które ponosimy my wszyscy. Jeżeli tych zdarzeń drogowych będzie zdecydowanie mniej, jeśli kierowcy będą jeździć wolniej, to to są realne oszczędności. Nie skupiamy się na mandatach, dla nas wartością nadrzędną jest, żeby kierowcy jeździli wolniej, bezpieczniej – odpowiada dyrektor CANARD.