Pomimo rosnących potrzeb budżetu państwa mamy do czynienia z nieustannym chocholim tańcem wokół drogowego systemu poboru opłat. Co urząd, to nowe pomysły na opłaty od osobówek, a jednolitego systemu dalej brak.
Od lipca 2018 r. działa międzyresortowy komitet sterujący ds. elektronicznego systemu poboru opłat, który jest odpowiedzialny za opracowanie wytycznych, które powinny ułatwić życie kierowcom, a państwu zapewnić środki na budowę i utrzymanie dróg. Jak dotychczas jego jedynymi sukcesami są zmiany polegające na ustawowym przerzucaniu gorącego kartofla z jednego urzędu do drugiego: najpierw z GDDKiA do GITD, a potem z GITD do KAS.
2 stycznia 2020 r. Główny Inspektorat Transportu Drogowego ogłosił przetarg na wdrożenie na państwowych autostradach poboru opłat od osobówek opartego o odczytywanie tablic rejestracyjnych (videotolling). Pomysł był o tyle dobry, że taki system istnieje już na dwóch autostradach koncesyjnych (A1 i A4) i jest planowany do wdrożenia na kolejnej (A2). Istniała więc szansa na jednolity system dla kierowców aut osobowych na wszystkich autostradach płatnych w Polsce. Jednak 28 sierpnia br. niemal rozstrzygnięte postępowanie zostało unieważnione. Decyzję podjął już następca GITD, czyli Krajowa Administracja Skarbowa. Z podanych przez resort finansów informacji wynika, że anulowanie przetargu związane jest z faktem, iż planowane jest wprowadzenie rozwiązania opartego o technologię satelitarną, powiązanego z systemem dla TIRów.
Tymczasem w polskich realiach system satelitarny ma dwie wady. Pierwsza z nich to nawarstwiające się opóźnienia w skutecznym ogłaszaniu i rozstrzyganiu kolejnych przetargów (nie mówiąc już o budowie systemu przez instytucje podległe państwu), druga zaś – to problem z samochodami osobowymi. Ich śledzenie przez system satelitarny w zaproponowanej koncepcji jest co do zasady w polskim i europejskim porządku prawnym nierealne. Skala inwigilacji użytkowników pojazdów, dokonywanej niejako przy okazji naliczania opłat, byłaby większa niż w Chinach, które akurat w tej dziedzinie nie mają żadnych oporów. Dlatego można się spodziewać zablokowania tego systemu na przykład przez polskie i europejskie sądownictwo powszechne i konstytucyjne.
Satelitarny pobór opłat od aut osobowych nie jest wykorzystywany nigdzie na świecie. Wprowadzenie go dałoby państwu i innym podmiotom nieograniczone możliwości inwigilacji każdego kierowcy, bo kto będzie pamiętał o wyłączeniu działającej w tle aplikacji po zjeździe z autostrady? Nie tylko państwo, urzędnicy, ale i podmiot obsługujący system do poboru opłat m będzie w posiadaniu wrażliwych informacji. To zagrożenie nie tylko dla wolności obywatelskich, ale – w przypadku uzyskania dostępu przez podmioty trzecie – potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa.
Dodatkowym negatywnym aspektem tego pomysłu jest fakt, iż do 2037 roku system wcale nie musi być powszechny. W tym bowiem roku kończą się umowy koncesjonariuszom niektórych odcinków autostrad, a przed ich upływem zmusić ich do przystąpienia do systemu nie można. Dopiero co zainwestowali w videotolling, który spełnia swe zadanie, upłynniając ruch przed bramkami, więc kolejne wydatki, by dostosować się do nowego państwowego systemu nie będą się im opłacać. A budowa takiego systemu tylko dla autostrad państwowych ekonomicznie mija się z celem i jest całkowicie nieopłacalna.
Videotolling jest tych wad pozbawiony, bo rejestrowany jest tylko wjazd i zjazd danego pojazdu z płatnej trasy. Można go wprowadzić bez zmiany ustaw zarówno na autostradach państwowych, jak i koncesyjnych. System po prostu skanuje tablicę rejestracyjną, a za pomocą aplikacji pobiera opłatę z konta użytkownika. Wprowadzenie videotollingu dla samochodów osobowych możliwe jest więc w zasadzie na bazie już istniejących i zarządzanych przez KAS systemów i infrastruktury, a jednocześnie można budować przewidziany przez ustawodawcę system satelitarny dla samochodów ciężarowych. Takie właśnie rozwiązanie wydaje się być jedynym realistycznym i pozwalającym uniknąć kolejnych ogłoszeń i odwołań przetargów oraz batalii prawnych.