Wrzawa wokół Pierwszej Kompanii Handlowej, spółki zależnej Tauronu, może szybko ucichnąć. Powód? Spółki same są sobie winne, zawierając kontrakty z małą, niepewną firmą – twierdzą eksperci w rozmowie z portalem „RynekInfrastruktury.pl”.
Pod koniec października Pierwsza Kompania Handlowa – spółka zależna firmy Tauron – złożyła wniosek o upadłość. Od tamtego czasu giganci wiatrowi, którzy mieli zawarte z nią umowy, alarmują, że w wyniku współpracy stracą miliardy złotych.
Niedawno informowaliśmy, że poza finansowymi roszczeniami, spółki domagają się także interwencji ministra skarbu państwa – Tauron jest bowiem przedsiębiorstwem, w 30% należącym do państwa. Minister skarbu jednak odmówił.
Tymczasem eksperci zapytani przez portal „RynekInfrastruktury.pl” zastanawiają się, czy roszczenia spółek wiatrowych wobec PKH są w ogóle zasadne. Profesor Krzysztof Żmijewski podkreśla, że żądania gigantów wiatrowych mijają się z podstawowym założeniem funkcjonowania rynku kapitałowo inwestycyjnego.
– Po to wymyślono spółki akcyjne i spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, aby zdjąć odpowiedzialność kapitałową funkcjonowania spółki z jej właściciela i ograniczyć ją do wartości kapitału, jaki właściciel w tej spółce zaangażował – mówi w rozmowie z portalem „RynekInfrastruktury.pl” prof. Krzysztof Żmijewski.
– Można oczywiście mówić o odpowiedzialności moralnej Tauronu, nie ma jednak z tego tytułu żadnych podstaw do jakichkolwiek roszczeń i rekompensat finansowych – przypomina Krzysztof Żmijewski.
Podobnego zdania jest Michał Zieniewski, specjalista ds. energetyki z kancelarii White&Case. – Trudno oceniać, czy roszczenia są bezzasadne, nie mając w ręku żadnych dokumentów. Można zwrócić jedynie uwagę na to, że deweloperzy zawierali umowy ze spółką PKH, a nie z Tauronem. Tauron nie musi odpowiadać za zobowiązania swojej spółki, chyba, że istnieje odpowiedni dokument, który taką odpowiedzialność buduje. Zawierając współpracę ze spółką zależną, a nie ze spółką-matką i nie posiadając wsparcia spółki-matki, podejmuje się ryzyko – podkreśla prawnik w rozmowie z portalem „RynekInfrastruktury.pl”.
Przypomnijmy, że kontrakt przedsiębiorstw z PKH opierał się na założeniu, iż wytwórca prądu w umowie zaakceptuje cenę o 15-20% niższą od ówczesnych cen rynkowych. W ramach zabezpieczenia swoich interesów ustalił, że ceny te nie będą się zmieniać przez najbliższe 15 lat. Współpraca przebiegała pomyślnie, do roku 2012, kiedy ceny prądu i certyfikatów zaczęły spadać.
Firmy, które podpisały umowę z PKH podejrzewają, że spółka zależna Tauronu, nie mogąc zerwać kontraktów, wolała doprowadzić do swojej upadłości. PKH miała ponadto sukcesywnie ograniczać swoją działalność i pozbywać się majątku.