Na skutek obecnych działań rządu cel wyznaczony do roku 2020 może być zagrożony. Kolejne decyzje nie tylko nie wystarczą, ale wręcz zagrażają tym dziedzinom, które do tej pory rozwijały się dobrze – czyli np. energetyce wiatrowej – mówi Aleksander Śniegocki z Warszawskiego instytutu WiseEuropa, kierownik projektu Energia i Klimat.
Zgodnie z unijnymi wytycznymi w 2020 r. minimum 15 procent krajowego bilansu energii musi pochodzić z odnawialnych źródeł energii. Inaczej zapłacimy potężne kary. Aleksander Śniegocki z instytutu WiseEuropa w rozmowie z portalem Rynek Infrastruktury.pl tłumaczy, że rynek OZE rozwija się w niektórych dziedzinach nieźle – pomimo braku wsparcia rządu. W innych obszarach ingerencja państwa może wręcz zaszkodzić przedsiębiorcom.
Za wcześnie na system aukcyjny
Odpowiedzią na wyzwanie dotyczące bilansu energii miała być ustawa przygotowana za czasów rządów PO, która zakładała wprowadzenie sytemu aukcyjnego dla inwestycji w OZE do wytwarzania energii elektrycznej. Oznacza to, że finansowe wsparcie będzie trafiało do tych wytwórców, którzy zaproponują najniższą cenę za energię. Nie ma jeszcze decyzji, czy ten model zostanie utrzymany w nowej wersji ustawy przygotowywanej przez PiS. Czy system aukcyjny to słuszny kierunek?
- Rozwiązanie aukcyjne wpisuje się w ogólny trend unijny. Na zachodzie spora część rynku jest dojrzała i można pobudzać OZE przez konkurencyjny system wsparcia - bez ryzyka, że któraś technologia zostanie pozostawiona „z boku”. W Polsce system aukcyjny należałoby jednak uzupełnić innym systemem wsparcia, przeznaczonym dla technologii, które dopiero raczkują. One i tak się rozwiną, ale z dużym opóźnieniem. – mówi Aleksander Śniegocki z instytutu WiseEuropa.
Według niego instrumenty wsparcia powinny być dopasowane do poszczególnych etapów rozwoju technologii. Tymczasem energetyce rozproszonej jest potrzebny silniejszy bodziec, niż np. dużym farmom wiatrowym. Inaczej nie wytworzy się u nas masowy rynek OZE. Ekspert tłumaczy, że nie można traktować wsparcia dla raczkującego rynku tak samo, jak dla rynku dojrzałego. Pierwszy bodziec dla energetyki rozproszonej musi być silny. Nie ma jednak natomiast przeciwwskazań, by wsparcie dużej energetyki oprzeć o dobrze zaprojektowany system aukcyjny.
- Na skutek obecnych działań rządu cel wyznaczony do roku 2020 może być zagrożony. Kolejne decyzje nie tylko nie wystarczą, ale wręcz zagrażają tym dziedzinom, które do tej pory rozwijały się dobrze – czyli np. energetyce wiatrowej – dodaje ekspert WiseEuropa.
Rząd zapomniał o zielonym transporcie
Warto pamiętać, że w bilansie energetycznym zawiera się nie tylko ciepło oraz energia elektryczna, ale także zielone napędy transportowe, biopaliwa i nowe źródła energii. Tymczasem zielony transport traktowany jest przez rząd po macoszemu.
- W transporcie istotna jest dynamika. Cały czas samochody elektryczne są dosyć drogim sposobem na redukcję emisji - w porównaniu do dalszego usprawniania aut konwencjonalnych. Tyle tylko, że dynamika zmian oraz znaczenie systemowe samochodów elektrycznych przemawia za tym, żeby nie czekać, aż rzeczywistość nas dogoni. Warto na mniejszą skalę wprowadzać ten transport już teraz. W ten sposób w kolejnych latach będzie łatwiej wdrożyć rozwiązania na szerszą skalę. Zresztą to już się dzisiaj dzieje, jeżeli spojrzymy na transport miejski. Samorządy w polskich miastach już dawno przekonały się do elektrycznych autobusów – mówi Aleksander Śniegocki. - Pamiętajmy, że na zielony transport mamy przeznaczone duże kwoty z funduszy unijnych. W tym wypadku inicjatywa również jest po stronie samorządów. Poczekajmy jednak na inicjatywę nowego rządu. Obecna władza zdaje się dostrzegać szansę w elektryfikacji transportu miejskiego. Być może niedługo usłyszymy o inicjatywach w tym obszarze.
Ekspert dodaje, że w Polsce mało mówi się o wykorzystaniu biopaliw przy produkcji ciepła. - Tutaj wykorzystanie OZE także się pojawia - w postaci spalania biomasy. Pytanie, co dalej? Najbardziej interesujące wydaje się zrównoważone wykorzystanie biomasy. Nie chodzi o to, żeby wieźć ją z daleka i spalać w dużych elektrowniach. Większy sens ma dostarczanie biomasy na małe odległości do niewielkich jednostek produkujących ciepło – tłumaczy Aleksander Śniegocki. - Wykorzystanie OZE do ogrzewania rozwija się w dużej mierze bez wsparcia rządu. Przedsiębiorcy sami zauważyli, że nie ma sensu kupować drogiego opału jeśli w ich okolicy dostępna jest tania biomasa, na przykład drewno odpadowe. W efekcie „zielone” ciepło jest już wytwarzane, choć mogłoby być bardziej wspierane przez państwo, na przykład przez ograniczenie rozwoju dużych elektrowni na biomasę które zawyżają cenę tego surowca na rynku.