Według dziennika to przykład tego, że przychylność i łagodność sądów, prokuratur, izb skarbowych, którą okazywano Marcinowi Plichcie, obejmowała również linię lotniczą OLT Express. Służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo tolerowały bowiem brak u załogi przewoźnika certyfikatu bezpieczeństwa pozwalającego na poruszanie się po lotniskach. OLT Express był jedynym przewoźnikiem, którego załoga takich kart nie posiadała.
Wymagania dotyczące wspomnianych wyżej ID Card wprowadzono dwa lata temu ze względu na rozporządzenie Komisji Europejskiej (nr 185/2010) w związku z wyśrubowanymi zasadami bezpieczeństwa na lotniskach. Warunkiem otrzymania takiej karty jest wcześniejsze sprawdzenie przez policję i Straż Graniczną m.in., czy osoba nie była karana, a jeśli tak, to za co (pięć lat wstecz). Sprawdzana jest również jej tożsamość, zatrudnienie i wykształcenie.
Członkom załogi OLT Express zabrakło również certyfikatu CMC wydawanego przez Urząd Lotnictwa Cywilnego. To certyfikat członka załogi, podczas wydawania którego Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, policja i Straż Graniczna również sprawdzają przeszłość osoby. Nikt nie sprawdził, czy przewoźnik wystąpił o oba certyfikaty. A nie wystąpił o żaden z nich.
Jak poinformowała „Rzeczpospolitą” rzeczniczka prasowa krakowskiego lotniska z brakiem certyfikatów nie było problemu, ponieważ zarówno piloci jak i stewardesy OLT lądowali i następowała wymiana pasażerów, po czym odlatywali.
Inna sytuacja była jednak w Gdańsku, gdzie OLT Express bazował swoje samoloty. Pracownicy tego lotniska nie chcieli jednak przyznać, na jakiej podstawie stewardesy i piloci wpuszczani byli na teren lotniska.