W najbliższych latach realizowane będą inwestycje warte łącznie ponad bilion złotych. – Ktoś to musi nie tylko zbudować, ale także zaprojektować, i nadzorować – mówi Marek Rytlewski, prezes Transprojektu Gdańskiego. Firmy świadczące usługi inżynierskie mają przed sobą świetne perspektywy, ale nie dotyczy to wszystkich biur. Niektóre muszą myśleć o zdywersyfikowaniu działalności lub zmianie jej profilu. Tymczasem na rynku jest głód projektów kolejowych.
Elżbieta Pałys, Rynekinfrastruktury.pl: Przed nami duże inwestycje infrastrukturalne. Jak Pan ocenia perspektywy dla firm z branży projektowej?
Marek Rytlewski, prezes firmy Transprojekt Gdański: To zależy od tego, o jakich firmach mówimy. Jeśli spojrzymy z perspektywy firmy, która projektuje i drogi, i koleje, i hydrotechnikę, i energetykę, a jednocześnie nadzoruje inwestycje, to perspektywy są wspaniałe. Jeszcze przez 8-10 lat będziemy kontynuowali realizację programu drogowego, z programem kolejowym dopiero się rozpędzamy, do tego dochodzi program CPK, który będzie zawierał komponent lotniskowy, jak i znacznie większy komponent kolejowy. Widzimy też coraz większe nadzieje na budowę elektrowni jądrowej, która powinna być objęta local content. Jeśli do tego dodamy potrzeby w zakresie budowy sieci energetycznych, rozwijającą się hydrotechnikę morską, nie wspominając o kolosalnych projektach wojskowych to mówimy o inwestycjach, których wartość przekracza bilion złotych. Mówiąc inaczej to ponad tysiąc miliardów! Ktoś to musi nie tylko zbudować, ale także zaprojektować, i nadzorować.
Jeśli jednak myślimy o perspektywie wąsko wyspecjalizowanych firm, na przykład takich, które działają wyłącznie na rynku branży drogowej, tylko projektują i realizują wyłącznie średnie i duże kontrakty, a do tego wyspecjalizowały się w przygotowywaniu dokumentacji projektowej w formule projektuj i buduj dla dużych wykonawców, to ich perspektywa jest średnia, a sytuacja trudniejsza, bo program budowy autostrad i dróg ekspresowych [od strony projektowania] zmierza ku końcowi. Firmy wąsko wyspecjalizowane muszą powoli myśleć o dywersyfikacji, albo wręcz o zmianie profilu działalności. Natomiast w przypadku firm, które już zdywersyfikowały swoją działalność, perspektywy wyglądają bardzo dobrze. Jest dużo do zrobienia, a konkurencja, szczególnie w branży wojskowej wciąż jest niewielka.
Skoro inwestycje będą ogromne, potrzeba będzie dużo rąk do pracy – także w sferze usług inżynierskich. Czy mamy kim zrealizować tak liczne projekty?
Niestety liczba absolwentów szkół technicznych, którzy kończą kierunek budownictwo z roku na rok maleje. Jest coraz większa rywalizacja w pozyskiwaniu młodych kadr. Branża projektowa i nadzorowa ma tu dodatkowo trudniej, ponieważ większy potencjał finansowy i możliwość przejmowania absolwentów są po stronie dużych wykonawców. Pozyskiwanie personelu przez biura projektowe i firmy nadzorujące często polega na wzajemnym podbieraniu sobie pracowników.
Problemy z personelem mają także wykonawcy. Od kilku lat obserwujemy, że firmy budowlane nie byłyby w stanie funkcjonować, gdyby nie dostęp do kadry niższego i średniego szczebla z zagranicy.
Czy biura projektowe także wspierają się pracownikami z zagranicy? Czy tu też występuje ten trend?
Z punktu widzenia naszej firmy tak, ale to są na razie pojedyncze przypadki w skali całej firmy.
Kogo bardziej brakuje – młodych ludzi, którzy przyjdą do biura projektowego i będą zdobywać doświadczenie, czy pracowników z doświadczeniem?
W naszej firmie zatrudniamy prawie wyłącznie młodych absolwentów szkół wyższych. Doświadczenie, umiejętności nabywają u nas. Praktycznie nie szukamy projektantów doświadczonych.
Zakres planowanych inwestycji infrastrukturalnych jest bardzo szeroki – od lotniskowych związanych z CPK, po hydrotechnikę morską. Część z nich będzie w obszarach nowych na naszym rynku. Czy mamy w kraju odpowiednie umiejętności, by projektować te inwestycje?
O to się zupełnie nie obawiam. Rynek hydrotechniki morskiej funkcjonuje od zawsze, natomiast intensywnie rozwija się od dobrych kilkunastu lat i inżynierowie w kluczowych firmach, które na tym rynku pracują, niejednokrotnie pokazali, że są w stanie zaprojektować dowolną inwestycję., np. terminal gazowy, tzw. Przekop, FSRU, terminale kontenerowe w całości na wodzie, MOLF i inne. Dotyczy to także FSRU-u, na który niedawno został podpisany kontrakt z tureckim wykonawcą. TGD w formule Projektuj&Buduj zaprojektował najpierw Terminal T3 DCT dla Budimex, a aktualnie terminal T5 Baltic Hub dla NDI, obydwa w technologii BIM, więc my też to już umiemy. Te zasoby w Polsce są.
O projektach drogowych nawet nie trzeba mówić, o kolejowych też, dlatego że większość firm, które pracują w komponencie kolejowym dla CPK, to są firmy polskie, z polskim kapitałem, bądź oddziały firm zagranicznych, ale pracujące siłami krajowymi. Tu też nie mam najmniejszej obawy.
Identycznie sytuacja wygląda z sieciami energetycznymi, które trzeba na gwałt projektować i rozbudowywać, w szczególności te, które miałyby odbierać energię z przyszłej elektrowni jądrowej. W przypadku samej elektrowni zasadnicza część technologiczna będzie realizowana przez inwestora amerykańskiego, a tzw. local content ma dotyczyć wszystkiego co wokół, czyli dostępu drogowego, kolejowego, projektu zagospodarowania, odwodnienia, posadowienia, budowy osiedli mieszkaniowych dla pracowników elektrowni, obiektów towarzyszących – wszystko to potrafimy.
A czy samej elektrowni jądrowej nie powinniśmy wykorzystać jako szansy na zdobycie kompetencji w zupełnie nowym dla nas obszarze?
Brutalnie mógłbym powiedzieć: znajmy swoje miejsce w szeregu. Inwestycje w branży nuklearnej są tak skomplikowane, tak odpowiedzialne i niebezpieczne, że nie jest to pole i przestrzeń do popełniania błędów, do uczenia się. To, czego jeszcze nie potrafimy, dla własnego bezpieczeństwa zostawmy tym, którzy mają doświadczenie. Takich aspiracji moim zdaniem nie powinniśmy mieć, tym bardziej że nie bardzo sobie wyobrażam, gdzie one miałyby być wykorzystane. Jeśli powstanie druga elektrownia, bez względu na to, czy będą ją budować Francuzi, Koreańczycy czy Amerykanie, to w zasadniczej części, też nie będą jej projektować polscy projektanci. Takie są realia tego skomplikowanego procesu.
Ale ta najbardziej skomplikowana i odpowiedzialna część elektrowni stanowi tylko fragment tej inwestycji. Cała sztuka, a także wyzwanie dla rządzących polega na tym, żeby ten zakres inwestycji, w którym mamy kompetencje, rzeczywiście został wykonany jako tzw. local content i to w podwójnym rozumieniu słowa local. Z punktu widzenia amerykańskiego inwestora local content to Polska, ale my na Pomorzu uważamy, że local to my, to Pomorze, to my byśmy chcieli być tym local content.
Przyznam, że nie znamy szczegółowych umów pomiędzy polskim rządem a konsorcjum Bechtel Westinghouse i trochę się obawiamy, czy na pewno pilnuje się naszego interesu, a właśnie na tym bym się skupił: żeby wykorzystać nasze możliwości, zasoby i umiejętności tam, gdzie mamy kompetencje. Oby tylko sprawdziły się zapowiedzi Premiera o skali local content na poziomie powyżej 50 mld.
Wśród wykonawców bardzo dużo się mówi ostatnio na temat ochrony rynku przed firmami spoza Unii Europejskiej. Czy w branży projektowej jest obawa, że po zlecenia w Polsce będą sięgnąć firmy projektowe z zagranicy i kolejne projekty będą uciekały polskim firmom?
To już się dzieje, na szczęście skala jest znacznie mniejsza niż wśród wykonawców. Rynek usług intelektualnych za granicą, w szczególności na zachodzie Europy, we Francji czy Hiszpanii jest trochę droższy niż u nas. Nie jestem przekonany, czy należy się tego poważnie obawiać, ale takie zjawisko, na razie w niedużej skali, już na rynku obserwujemy.
Mamy na rynku firmę z Dalekiego Wschodu, która przejęła polskie przedsiębiorstwo i w ten sposób próbuje wchodzić na rynek polski i później europejski, niestety, z cenami czasem dumpingowymi. Wciąż mam jednak nadzieję, że to nie stanie się regułą.
Wykonawcy czekają na przepisy, które zachęca do wdrażania wyroku TSUE dotyczącego możliwości wykluczania firm spoza Unii Europejskiej. Wśród projektantów nie ma tego oczekiwania?
Te przepisy będą obowiązywały tak samo wykonawców, jak i projektantów oraz nadzorców, w związku z tym liczę, że wśród głównych zamawiających PLK, CPK i GDDKiA pojawi się determinacja do stosowania wyroku TSUE.
Nie chciałbym lekceważyć tego zagadnienia na rynku projektowym, ale przyznaję, że na rynku wykonawczym jest to dużo poważniejszy problem.
Wciąż mówimy o dużych inwestycjach na przyszłość, a jak wygląda sytuacja obecnie – czy projektanci mają co robić?
Tu wróciłbym do tego, co mówiłem na początku naszej rozmowy: to zależy od specyfiki firmy i zakresu świadczonych usług. Jeśli firma specjalizuje się w kontraktach kolejowych, to zwracam uwagę, że przetargu na duży projekt kolejowy nie było już od dawna i dziś nadal nie ma prawie żadnego. W związku z tym firmy, które projektują wyłącznie albo prawie wyłącznie koleje, mają poważne problemy. W odróżnieniu od branży drogowej, gdzie podaż kontraktów w formule projektu i buduj jest niemała i jeśli tylko firmy projektowe współpracują z wykonawcami, to na razie na tym rynku jest co robić. W tym miejscu odwołuję do apelu środowiska wykonawców, artykułowanego głównie IGTL oraz PZPB, aby „wypłaszczyć” groźną dla całego rynku sinusoidę zamówień kolejowych i podążać tropem drogowców, czy to przez utworzenie Funduszu Kolejowego czy dowolny inny mechanizm finansowy, który uniezależniłby płynność ogłaszania przetargów od cykli politycznych wyborów i unijnych dotacji.
Według zapowiedzi wiceministrów infrastruktury, które usłyszeliśmy podczas Kongresu Projektantów i Inżynierów, inicjatywa kolejowa jest spodziewana lada chwila. Ministrowie zapowiadali, że przetargi nie tylko na budowę, ale także na projekty będą lada chwila ogłaszane, w związku z tym czekamy. Oby nie za długo. Na razie jest ewidentny głód projektów kolejowych.
Podanie adresu e-mail oraz wciśnięcie ‘OK’ jest równoznaczne z wyrażeniem
zgody na:
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa na podany adres e-mail newsletterów
zawierających informacje branżowe, marketingowe oraz handlowe.
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa (dalej: TOR), na podany adres e-mail informacji
handlowych pochodzących od innych niż TOR podmiotów.
Podanie adresu email oraz wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Podającemu przysługuje prawo do wglądu
w swoje dane osobowe przetwarzane przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z
siedzibą w Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa oraz ich poprawiania.