– Cały czas wierzymy jednak, że duże programy drogowe, kolejowe i związane z CPK ruszą w pełnym wymiarze, podobnie jak inwestycje prywatne, które przystopowały, i to w zasadzie we wszystkich obszarach budownictwa komercyjnego. Nie da się ukryć, że spowolniło nie tylko budownictwo mieszkaniowe, ale i przemysłowe – mówi Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Łukasz Malinowski, Rynek Infrastruktury: Widzimy, że sytuacja nie jest najlepsza nie tylko w drogownictwie, ale i w budownictwie kubaturowym czy w innych obszarach. Mamy zaś wzrost zainteresowania infrastrukturą związaną z obronnością. Jak w tych realiach odnalazły się firmy budowlane?
Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa: Struktura portfeli w firmach się zmienia. W mniejszym stopniu wykonawcy polegają na infrastrukturze drogowej, choć oczywiście jeśli będą pojawiać się postępowania, jej znaczenie pozostanie duże. Widzimy, że podmioty mające olbrzymi portfel drogowy przechodzą w stronę inwestycji przemysłowych. Tam projekty są bardziej złożone, a konkurencja jest mniejsza. Są też większe marże. Do tego procesu musimy przygotować kadry, bo im bardziej złożona inwestycja, tym bardziej wykwalifikowanego człowieka potrzeba. Myślę, że będziemy widzieć też proces, w którym mniejsze firmy pełniące do tej pory rolę podwykonawców, częściej będą składać oferty jako wykonawcy generalni.
Wąskim gardłem może być jednak zaplecze finansowe. Firmy, które będą zainteresowane rozwojem swojej oferty i portfela w infrastrukturze, która wymaga relatywnie najmniejszej liczby wyspecjalizowanych kadr i generuje szybki dopływ gotówki, musiałyby mieć dostęp do instrumentów finansowych, zwłaszcza zabezpieczających kontrakt. Nasz system finansowania publicznego w BGK czy PFR jest mało efektywny. Były pożyczki płynnościowe w czasie pandemii, ale instrumentów, które mają wymiar długofalowy i są elementem wspierania polskiego kapitału, prawie nie ma. Mimo to zainteresowanie firm będzie rosło. Dla firm budowlanych stały dostęp do gotówki jest bowiem niezbędny. Tylko to umożliwia inwestycje w rozwój kadr i usprzętowienia, który z kolei pozwala na szukanie nisz.
Świetnym przykładem kiedyś mniejszej firmy, która się rozwinęła dzięki wejściu w drogi, jest Mirbud. Zbudowała ona bardzo dobrą pozycję, a dziś szuka swojej roli w kolei czy energetyce. Bardzo fajną metamorfozę przeszło też NDI, wybierając selektywnie kontrakty infrastrukturalne i wchodząc w ciekawe inwestycje okołoprzemysłowe, jak stocznia dla marynarki wojennej. To naturalny kierunek i widzimy zainteresowanie większym zróżnicowaniem portfela. Kolejnym krokiem jest umiędzynarodowienie, ale tu jest pytanie, czy będziemy w stanie je wykonać.
Pozostańmy jeszcze na rynku krajowym. Czy podejście inwestorów do przedsięwzięć energetycznych i wojskowych jest zgodne z oczekiwaniami branży?
Słabo uczymy się na błędach. Marnie wykorzystujemy doświadczenie zdobyte przez inwestorów, a każdy inwestor uczy się od zera i na nowo wymyśla koło. Dla wykonawców to inna praca, od strony technicznej nie da się więc zastosować prostej kalki pomiędzy inwestycjami drogowymi a wojskowymi czy pomiędzy koleją a energetyką. Mimo wszystko korzystanie z doświadczeń między segmentami na poziomie firm jest większe niż na poziomie inwestorów. Każdy z nich korzysta z własnych rozwiązań i nie patrzy ani na negatywne, ani pozytywne doświadczenia zdobyte już w innych obszarach. Nie mam wrażenia, byśmy w Polsce zbudowali swoisty dialog budowlany, a naszym zdaniem na poziomie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów powinien działać jakiś rodzaj platformy, w której uczestniczyliby przedstawiciele resortów, inwestorów i wykonawców, by dyskutować o kierunku inwestycyjnym, kwestiach kolizyjnych na poziomie makro itp. Mówiąc wprost: potrzebujemy Rady Budowlanej przy premierze – miejsca, gdzie rząd, inwestorzy i wykonawcy rozmawiają zanim problem urośnie do miliardów.
Brakuje mechanizmu koordynacyjnego, który pozwoliłby na wyciągnięcie lekcji z doświadczeń i zderzenie różnych perspektyw. Każdy inwestor zmienia zapisy w przetargach i kontraktach dopiero wtedy, gdy sam się na czymś sparzy. W przypadku największych inwestorów zdarza się, że działa to wręcz na poziomie poszczególnych oddziałów. Ze spotkań, które odbywały się między inwestorami, najbardziej zaawansowane wydają się te pomiędzy PKP PLK a GDDKiA, ale chemia między tymi podmiotami była różna.
Jakie są więc perspektywy dla rynku na najbliższe lata?
Są dobre, wciąż jest wiara w to, że doczekamy się ogłaszania kolejnych postępowań. Jak spojrzymy na giełdę, firmy budowlane nie są jednak ulubieńcami inwestorów, a to dobry barometr. Przykładowo, w sierpniu 2025 w krótkim okresie wycena firm budowlanych spadła na giełdzie o z grubsza 10 procent. Wynika to z braku przekonanie inwestorów czy wobec nadal bardzo słabego rynku budowlane, firmy budowlane będą w stanie zrealizować swoje cele w bieżącym roku. To oczywiście pochodna zbyt niskiego stopnia koncentracji administracji rządowej na inwestycjach i terminach.
Cały czas wierzymy jednak, że duże programy drogowe, kolejowe i związane z CPK ruszą w pełnym wymiarze, podobnie jak inwestycje prywatne, które przystopowały, i to w zasadzie we wszystkich obszarach budownictwa komercyjnego. Nie da się ukryć, że spowolniło nie tylko budownictwo mieszkaniowe, ale i przemysłowe. To oczywiście jest uzależnione od warunków, spośród których nie na wszystkie mamy wpływ: są wśród nich obawy międzynarodowe czy różne pomysły Trumpa na rolę Europy. Można wskazać Intela, który miał budować u nas fabrykę, ale z tego zrezygnował. Zdaje się, że nie powstaną też u nas liczne fabryki akumulatorów związane z branżą elektromobilności. Są więc zawirowania, które wynikają ze zjawisk globalnych, ale na część uwarunkowań mamy wpływ: to niepewność inwestycyjna w Polsce, brak pomysłu na to, co robić z mieszkaniami, brak racjonalnych, wieloletnich programów finansowania mieszkalnictwa. To będzie miało wpływ na podaż.
W tym roku zapewne oddamy o jedną piątą mniej mieszkań niż wyniósł rekord z 2022 r. To są duże różnice. W sumie rynek budowlany nam się zmniejsza. W zeszłym roku było to 8 proc., w tym mamy do czynienia ze spadkami o 0,7 proc. Można powiedzieć, że gdy się jest na dnie, może być już tylko lepiej. W tych słowach jest sporo nadziei, ale z drugiej strony ważne jest też to, kiedy będzie lepiej. Od tego uzależniona będzie przeżywalność firm. Nie najwyższe tempo ogłaszania przetargów przez różnych inwestorów nam nie sprzyja. Na razie jesteśmy często na etapie pieniądza prezentacyjnego, a nie realnego.
Sporo dzieje się wokół CPK, ale pieniądze związane z jego inwestycjami na razie na rynek nie wpływają. Nie ma też tak wielu inwestycji wojskowych, choć ich liczba się zwiększyła. Zapowiedzi jest sporo, ale może się okazać, że one spełzną na niczym. Może być tak, że państwo polskie nie będzie w stanie wydać tylu pieniędzy, ile zamierzało. Nie ma się co czarować, oznaczałoby to słabość państwa.
Od niedawna mamy nowego prezydenta, który ewidentnie idzie na konflikt z rządem i zawetował kilka istotnych ustaw. Czy to budzi obawy o stabilność planowania?
Owszem. Na razie dotyczą one zwłaszcza warstwy finansowej: czy jeśli prezydent przyjmie kierunek, który zarysował, i będzie wetował jakiekolwiek zmiany podatków, minister finansów nie będzie obcinał wydatków na inwestycje? Nie możemy tego wykluczyć, dlatego uważamy, że dziś nie powinniśmy szukać ograniczeń wpływów do budżetu. Powinniśmy wręcz szukać takich źródeł, także na rynku prywatnym. Takie źródła powinny zmniejszyć presję budżetową. Nie ma rzecz jasna wydatków, które dokonają się same. Nie chciałbym powiedzieć, że jeśli zastosujemy PPP, ono nigdy nie pociągnie za sobą żadnych wydatków ze skarbu państwa, ale jednak mogą one być inaczej rozłożone w czasie. Jeśli dziś utrzymamy koniunkturę na rynku budowlanym, ten zapłaci VAT, ZUS, zatrudni ludzi, którzy nie obciążą systemu zasiłkowego, na wypadek gdyby byli bezrobotni. Pieniądz zainwestowany w budownictwo szybko wraca do budżetu, i to w dużych kwotach. Każda złotówka zainwestowana w budownictwo wraca do budżetu jak bumerang – tylko większa. To branża, która generuje wartość, a nie obciążenie.
Gdyby jednak doszło do ograniczeń budżetowych, w jakich branżach można spodziewać się cięć?
Na razie nie było takich dyskusji. To póki co tylko nasza potencjalna obawa wynikająca z tego, że łatwiej ogranicza się wydatki inwestycyjne niż stałe. Redukcje wydatków stałych natychmiast powodują protesty, strajki i wyjścia na ulice. Obcięcie wydatków inwestycyjnych utrudnia życie przedsiębiorcom, powoli niszczy budownictwo i podcina gałąź, na której siedzimy. Długofalowe skutki są więc opłakane, ale mają postać zmniejszenia PKB. Z reguły umykają uwadze, także polityków. Obawiamy się, że czynnik polityczny będzie patrzył w klasyczny dla siebie, a więc krótkowzroczny, jednokadencyjny sposób. Budownictwo jest biznesem pozakadencyjnym.
Jeśli chodzi o szukanie źródeł pieniędzy z sektora prywatnego, mówiliśmy o PPP, na które czekamy od wielu lat. Czy widać zainteresowanie intensyfikacją prac w tym zakresie ze strony rządu?
Żadnego. W czasach rządów PiS powołany został zespół złożony z przedstawicieli rynku, a także ekspertów zajmujących się PPP. Co jakiś czas odbywały się jego spotkania. Proszę sobie wyobrazić, że już za nowego rządu ta grupa zwróciła się z prośbą o spotkanie, ale odpowiedź ministerstwa była odmowna. To najlepszy komentarz co do woli obecnego rządu, by zająć się tym instrumentem. PPP w Polsce to mit – o którym rozmawiamy od lat, a nikt nie zaryzykował zrobienia z niego rzeczywistości Należy zaznaczyć, że PPP to nie jedyna możliwość. Jest też kwestia większego zaangażowania pieniędzy bankowych w rozwój budownictwa infrastruktury, podczas gdy dziś wydaje się, że bankom nie opłaca się inwestować w coś, co wspiera ogólny rozwój.
Nie ma praktycznie żadnego instrumentu publicznego, który mógłby wspierać długofalowe inwestycje infrastrukturalne. U nas jest tylko KFD, ale ten finansuje tylko inwestora, nie inwestuje w przedsiębiorców. To istotny fundusz, ale nie jest panaceum na bolączki rynku i ma wąski zakres wykorzystania. Pojawiały się pomysły, by fundusz wspierający przedsiębiorców wygospodarować z PZU czy PKO, ale na razie tego nie ma.
Jak na rynek wpłynęły zmiany w sposobie finansowania samorządów wprowadzone przez nowy rząd?
Obawiam się, że jeśli ten wpływ się pojawi, będzie negatywny. Narracja do tej pory była taka, że gdy zrezygnowano z programu Polski Ład, wprowadzono zmiany na poziomie dochodów stałych samorządów. Tyle że pieniądz z funduszu quasipożyczkowego był w pewnym sensie przeznaczony na inwestycje, nie można było go wziąć tych samych środków na cele niezwiązane z budownictwem. Jeśli rezygnując z tego mechanizmu, przechodzimy na inny, który zapewnia części samorządów większe wpływy, mówimy gminom, by te same decydowały, na co chcą wydać środki. Nie ma żadnej gwarancji, że samorządy nie przeznaczą pieniędzy na potrzeby inne niż inwestycje. Jest póki co za wcześnie, by powiedzieć, że faktycznie tak się stało, ale pewne jest to, że z pieniądza znaczonego przeszliśmy na nieznaczony.
Co więc wydaje się dla branży budowlanej sprawą najbardziej istotną do załatwienia do końca obecnej kadencji?
W dużej mierze katalog naszych postulatów nie uległ zmianie. Nasze oczekiwania nie są skomplikowane: chcemy wypracowania systemu dialogu na wysokim poziomie rządowym, bo dialog w podgrupach z inwestorami już prowadzimy, ale to zbyt mało. Brakuje systemowego spojrzenia na proces inwestycyjny, kumulacje, przecinające się inwestycje. Postulat nr 2 to uporządkowanie i zapewnienie stabilnych źródeł finansowania inwestycji. Uważamy, że to kluczowy element, byśmy mogli patrzeć na rynek budowlany w dłuższym horyzoncie. To konieczne zarówno dla inwestycji publicznych, jak i prywatnych – w tym przypadku na Zachodzie są przecież stosowane różne mechanizmy, których u nas nie ma. Trzeci element to spojrzenie na rynek pracy w kontekście imigracji zarobkowej i edukacji. O tej ostatniej sporo się mówi, ale cały czas powrót do edukacji zawodowej jest nie najwyższy i nie widzimy wzmożenia w finansowaniu odbudowy szkolnictwa zawodowego czy średniego technicznego. Czwarta sprawa to uporządkowanie warunków kontraktowych, by odpowiednio przypisywały ryzyka pojawiające się w projektach inwestycyjnych. Chcemy standardu kontraktowego, który dotyczyłby wszystkich inwestycji tak, jak FIDIC. Jeśli dorobimy się takiego standardu, będziemy w daleko lepszym miejscu niż dziś.
Podanie adresu e-mail oraz wciśnięcie ‘OK’ jest równoznaczne z wyrażeniem
zgody na:
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa na podany adres e-mail newsletterów
zawierających informacje branżowe, marketingowe oraz handlowe.
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa (dalej: TOR), na podany adres e-mail informacji
handlowych pochodzących od innych niż TOR podmiotów.
Podanie adresu email oraz wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Podającemu przysługuje prawo do wglądu
w swoje dane osobowe przetwarzane przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z
siedzibą w Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa oraz ich poprawiania.