Polskie firmy bardzo chciałyby produkować zielony wodór, wciąż ogłaszane są nowe „wodorowe doliny" i wodorowe listy intencyjne. Ale w praktyce inwestorzy muszą sobie zadać pytanie: do czego ma służyć wodór, który wyprodukują już planowane elektrolizery?
Polska jest jednym z trzech głównych producentów wodoru w Europie i pięciu na świecie, jednak jest to wodór „szary", który niemal w całości idzie do procesów przemysłowych w zakładach azotowych, chemicznych i rafinerii. Tymczasem wodoru o klasie czystości pozwalającej na zastosowanie w innych gałęziach gospodarki mamy jak na lekarstwo. W planach jest postawienie do 2030 roku elektrolizerów o mocy nawet 2 GW , które wyprodukują czysty wodór z udziałem zielonej energii.
Już teraz prywatni inwestorzy przedstawiają pomysły na produkcję wodoru z odpadów, biomasy czy wprost z energii słonecznej i wiatrowej. Muszą się jednak zmierzyć z pytaniem, czy znajdzie się popyt na ten zielony, czysty wodór? Na razie rynek jest w powijakach.
Międzynarodowa Agencja Energetyczna wskazuje w grudniowym raporcie o wodorze na świecie na rozbieżność między obecnie planowanymi projektami a zapotrzebowaniem na produkcję zielonego wodoru. To pozostaje kluczową niepewnością dla przyszłej rozbudowy elektrolizerów.
Chętni są, ale nie mogą się zdecydować
Podobnie w Polsce, zainteresowanie elektrolizerami w Polsce jest duże, jednak samych projektów jest jak na lekarstwo. Potencjalni klienci nie zawsze mają sprecyzowane plany, do czego wykorzystają wodór.
– Dostajemy bardzo dużo pytań w sprawie dostawy elektrolizera. Mamy swój produkt – elektrolizer alkaliczny czyli rozwiązanie znane, bezpieczne i bardzo wydajne, bo łatwo adaptuje się do zmiennych warunków produkcji energii z OZE. Podstawowy moduł ma 200 kW mocy elektrycznej – mówi w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl Sławomir Halbryt, prezes Sescom.
– Najważniejsze jest określenie, do czego wodór ma służyć. Wodór powinien być produkowany blisko odbiorcy, bo koszt transportu jest wysoki – sam wodór jest lekki, można go sprężać, skraplać, jednak do tego potrzebujemy sporo energii - dodaje.
Drogie stacje i drogie autobusy...
– Samorządy bardzo aktywnie analizują w tej chwili możliwość wykorzystania wodoru, chociażby z tego powodu, że pakiet „Fit for 55” narzuca samorządom do 2030 roku praktyczną rezygnację z kupowania autobusów emisyjnych. Autobusy wodorowe mają przewagę nad elektrycznymi w kwestii zasięgu i czasu ładowania, jednak nakłady inwestycyjne na stacje tankowania wodorem są duże – wynoszą dziesiątki czy nawet setki milionów złotych na jeden hub.
Jacy są najwięksi producenci wodoru w Polsce? Kto ma elektrolizery? Kiedy możemy spodziewać się pociągów na wodór? Co z transportem paliwa? O tym
w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl