Arek Kowalczyk
Sztuczna interwencja w handel emisjami CO2, podnosząca ceny uprawnień, stałaby się faktem, gdyby PE zagłosował „za” backloadingiem. Byłoby to równoznaczne ze znaczącym wzrostem cen energii i w konsekwencji z olbrzymimi kosztami dla polskiej gospodarki, która opiera się na węglu. Politycy dali dziś takiej polityce żółte światło.
- Jesteśmy świadkami nowego rozdania kart w rozgrywce o politykę klimatyczną UE. Dzisiejszy wynik głosowania to koniec dyktatu klimatycznego obowiązującego od lat w Europie – ocenia Izabela Albrycht prezes Instytutu Kościuszki. Droższe źródła energii to zabójstwo dla konkurencyjności polskiej gospodarki i praktyczne zablokowanie przeprowadzenia potencjalnego procesu reindustrializacji. Minister Korolec przedstawił w Brukseli wyliczenia, z których wynika, że backloading mógłby kosztować Polskę utratę ponad 1 mld euro przychodów do budżetu w latach 2013-2020.
Z kolei profesor Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej współpracujący z Instytutem Kościuszki, zwraca uwagę na znaczenie wyniku głosowania dotyczącego backloadingu w kontekście zwiększenia zakresu decyzyjności Komisji Europejskiej wykraczającej poza zapisy Traktatu Lizbońskiego. - To sprzeciw wobec dążeń do centralizacji decyzji w UE. Decyzja Parlamentu oznacza również brak wiary w zadziałanie systemu backloadingu, co wydaję się słuszne, ponieważ wprowadzenie tego systemu będzie prowadziło do chwilowego wzrostu cen pozwoleń do poziomu 15-20Euro/tonę, po czym ich ceny ponownie spadną do niskiej wielkości 3-5Euro/tonę - twierdzi. - Manipulowanie ilością pozwoleń w poszczególnych latach, jak proponuje Komisja, nie jest w stanie uzdrowić systemu EU ETS. Jest to system pseudo-rynkowy o strukturalnej niestabilności, który nigdy nie będzie funkcjonował poprawnie i interwencje Komisji Europejskiej mogą mieć tylko chwilowy efekt.
Głosowanie w PE zakończyło się korzystnym, z punktu widzenia polskiej racji stanu, wynikiem, pomimo bardzo zdecydowanych działań koalicji, która lobbowała „za” backloadingiem. Przedstawiciele władz Niemiec, Francji, Włoch, Wielkiej Brytanii, Szwecji i Danii, którzy do ostatnich chwil promowali manifest zachęcający do głosowania za podwyżkami cen uprawnień, mogą czuć się pokonani. Szczęśliwie, jak się okazuje, sojusz nawet tak silnych graczy można pokonać.
Sztuczne, negatywne z punktu widzenia Polski, sterowanie rynkiem uprawnień to odwrotne działanie wobec rekomendacji, jakie zaprezentował Instytut w raporcie pt. „W stronę nowego klimatycznego kompromisu dla konkurencyjności europejskiej gospodarki – Szanse i wyzwania Pakietu Klimatyczno-Energetycznego Unii Europejskiej”. Jedną z nich był postulat, aby „obciążenia związane z osiąganiem celów klimatycznych Unii Europejskiej były rozkładane na poszczególne kraje z uwzględnieniem poziomu rozwoju gospodarczego i historycznej struktury przemysłu”.
Jak twierdzi Instytut Kościuszki, dzisiejsze głosowanie w PE dało nadzieję, że specyfika poszczególnych krajów będzie brana pod uwagę przy projektowaniu polityki klimatycznej UE. Starły się dwie wizje tej polityki, pokonany został obóz, który pod pozorem rozwiązań promodernizacyjnych chciał realizować swoje partykularne interesy. Polska mogłaby zapłacić za to ogromną cenę. Dzisiejszy dzień to początek dobrego kursu w polityce klimatycznej, który polskie władze muszą utrzymać.