Role są rozpisane od dawna. Prezes PGE Krzysztof Kilian to ktoś w rodzaju Molierowskiego Harpagona – śpiewa, i to cienko, „Nic się nie opłaca budować, niech rząd pomoże”. Premier Donald Tusk odegrał rolę dobrego króla, który odwiedza poddanych i pokazuje kto to tu rządzi. – Nowe bloki powstaną, a budowa zacznie się już latem – śpiewał pewnym siebie tenorem w zeszłym tygodniu w Opolu. Jak w każdej dobrej operze jest też chór – jego rolę pełnią pracownicy i mieszkańcy Opolszczyzny, którzy domagają się gromkimi głosami, ewentualnie lamentują, aby elektrownia powstała bo mają być nowe miejsca pracy. A za kulisami trwają intrygi, o których widzowie nie mają pojęcia.
PIR wejdzie? Nie wejdzie?
Według naszych informacji do końca ubiegłego tygodnia PGE miała wysłać do Polskich Inwestycji Rozwojowych propozycję konkretnych warunków współpracy. Czy wysłała – tego nie wiadomo, bo do środy 3 lipca nie odpowiedziała na zadane przez nas 28 czerwca pytanie.
PIR – czyli świeżo powołany państwowy fundusz inwestycyjny miał się włączyć w inwestycję w Opolu jako jej udziałowiec, dzięki czemu poprawiłyby się warunki finansowe. Ale PIR zgodnie z przyjętymi przez resort skarbu założeniami może się angażować w inwestycje o rentowności co najmniej 8 proc. Tymczasem PGE ogłosiła, że nowe bloki w Opolu będą właśnie nierentowne, bo ceny prądu są za niskie i nic nie zapowiada, że w ciągu najbliższych kilku lat miałyby wzrosnąć. Jeżeli PIR zaangażuje się w nierentowną inwestycję, to od razu nadzieje się na kontrę Komisji Europejskiej. Prezes PIR Mariusz Grendowicz powiedział niedawno, że Komisja Europejska ostrzegła już, że będzie się bardzo uważnie przyglądać działalności tej instytucji, tak aby wykluczyć niedozwoloną pomoc publiczną.
Jedyne wyjście z sytuacji to jakoś „podrasować” dane o opłacalności Opola. Taka wolta wymagałaby prawdziwej wirtuozerii od prezesa PGE Krzysztofa Kiliana – używając operowej metaforyki, to trochę tak jakby Halka mając już rzucić się do wody, nagle zmieniła zdanie i zaśpiewała arię o pożytkach z handlu oscypkami.
Analiz PGE nie będzie trudno zmienić, bo póki co… nikt w rządzie ich nie widział. – PGE nam ich nie pokazała – opowiada wysoki urzędnik resortu gospodarki. – Mamy własne, z których wynika, że nowe bloki w Opolu będą w dłuższej perspektywie opłacalne. Ale PGE nie zobaczyło analiz Ministerstwa Gospodarki, bo, tu cytat, „skoro oni mam nie dali swoich, to dlaczego mamy im dawać nasze”.
Na razie jedyny konkret jaki został przygotowany to list intencyjny podpisany w Opolu podczas wizyty Donalda Tuska. PGE i Kompania Węglowa zobowiązały się do „przeanalizowania ekonomicznych i prawnych możliwości zawarcia umowy długoterminowej na dostawy węgla kamiennego wydobywanego przez Kompanię Węglową dla Elektrowni Opole”.
Teoretycznie można sobie wyobrazić taki scenariusz – Kompania Węglowa zgadza się na kontrakt na dostawy węgla dla Elektrowni Opole uzależniony od cen energii. Do tej pory górnicy bronili się przed takimi umowami, twierdząc, zresztą słusznie, że koszty wydobycia rosną niezależnie od cen prądu i nie mogą sprzedawać węgla poniżej tychże kosztów.
Jeśli Kompania zgodzi się na wyjątek dla PGE, to straci argument w negocjacjach z innymi spółkami energetycznymi. A Kompania Węglowa jest w bardzo trudnej sytuacji finansowej – na hałdach rosną góry niesprzedanego węgla, spółka wydłużyła termin płatności kontrahentom do czterech miesięcy!
Kto to zbuduje?
Przetarg na budowę nowych bloków w Opolu rozstrzygnięto kilka miesięcy temu. Ma je budować za 11 mld zł konsorcjum Rafako i Polimeksu. Obie spółki są jednak w bardzo trudnej sytuacji. Polimex od upadłości uratowała pożyczka z Agencji Rozwoju Przemysłu. Rafako to część upadłego holdingu budowlanego PBG.
– Mam wątpliwości czy zwłaszcza Polimex jest w stanie udźwignąć ten kontrakt. Rozmawiamy z ludźmi z tej firmy, odchodzą stamtąd najlepsi fachowcy, bo firma nie płaci.