Łukasz Kister
System prawny, z jakim mamy do czynienia, skutecznie paraliżuje szybką realizację inwestycji, począwszy od etapu przetargu, a na realizacji skończywszy. Za ilustrację tych problemów może posłużyć wdrażanie systemu viaTOLL: procedura przetargowa, obliczona na pół roku, przeciągnęła się do dziesięciu miesięcy, a chaos związany z interpretacją niejasnych przepisów na szczeblu lokalnym stał się jedną z przyczyn opóźnień w osiągnięciu przez niego pełnej funkcjonalności.
Dziś, po niemal dwóch miesiącach od uruchomienia e-myta w naszym kraju, widać, że w co najmniej trzech kwestiach sceptycy nie mieli racji. Przypomnijmy sobie niektóre publikacje medialne z pierwszej połowy lipca. Pisano, że TIR-y rozjadą boczne drogi. Eksperci uspokajali, że – tak, jak w innych krajach – w pierwszym okresie kierowcy aut o masie całkowitej powyżej 3,5 tony istotnie będą starali się uciekać z płatnych szlaków, ale po kilku tygodniach sytuacja zacznie się normalizować. To przecież kwestia prostej kalkulacji: nadkładanie drogi i ryzyko kary powiększają koszty. Oczywiście problematyczna może być kwestia koncesjonowanych odcinków autostrad, które z niejasnych powodów zostały wyłączone z jednolitego systemu opłat. Kolejne z ponurych proroctw dotyczyło znaczących podwyżek cen żywności i innych artykułów, spowodowanych opłatami z tytułu e-myta. Owszem, podwyżki były, tyle że – jak zauważyli m.in. eksperci Centrum im. Adama Smitha – jeszcze przed wprowadzeniem systemu. Jeśli patrzeć na koszty transportu, które istotnie mogą przełożyć się na wzrost cen na sklepowych półkach, to o wiele większym zagrożeniem jest nieustannie rosnąca cena benzyny.
W gruzach legł i trzeci mit – mianowicie to, że poprzez późniejsze osiągnięcie przez viaTOLL całkowitej efektywności państwo poniesie straty. Warto zauważyć, że umowa z wykonawcą systemu, firmą Kapsch, jest skonstruowana w sposób modelowo zabezpieczający interesy budżetu. Oprócz umownych kar wykonawca jest zobowiązany do pokrywania różnic w zaplanowanych przychodach, wynikających z niepełnej szczelności systemu. Paradoksalnie, biorąc pod uwagę zbyt małą liczbę urzędników Inspekcji Transportu Drogowego, kontrolujących ciężarówki i autobusy, póki viaTOLL nie jest w 100 procentach funkcjonalny, państwo może liczyć na większe dochody. Z chwilą, gdy pełna funkcjonalność zostanie osiągnięta, zapewnienie założonych wpływów z tytułu e-myta będzie tylko i wyłącznie problemem urzędników.
W zeszłym tygodniu poznaliśmy oficjalne dane dotyczące przychodów z viaTOLL’a. Przez pierwsze 54 dni działania system zarobił dla skarbu państwa około 79 mln zł. Kwoty te nie obejmują tej części przychodu, która nie została zebrana z przyczyny niepełnej szczelności systemu, czyli 5-10 proc. Różnicę tę, po weryfikacji, pokryje zgodnie z umową firma Kapsch.
viaTOLL zarabia – nie tylko na siebie, ale i na nowe drogi. Należy mieć nadzieję – jakże płonną w naszych realiach – że kwoty uzyskane z tego tytułu pozwolą na obalenie innego stereotypu: że Polska pozostanie drogowym skansenem Europy. Przecież wcale tak być nie musi.