Budimex już od kilku lat walczy o kontrakty na rynku czeskim. Ostatnio spółka rozpoczęła budowę suchego polderu przeciwpowodziowego w miejscowości Kutřín. O realizacji tego kontraktu oraz przyszłości inwestycji hydrotechnicznych rozmawiamy z Krzysztofem Toczukiem, kierownikiem kontraktu w spółce.
Łukasz Malinowski, Rynek Infrastruktury: Budimex zaczął właśnie prace na kontrakcie hydrotechnicznym w Czechach. Na ile jest to istotne zadanie dla firmy?
Krzysztof Tomczuk, kierownik kontraktu w Budimex: Każdy kontrakt w Czechach jest teraz dla Budimexu kluczowy, albowiem każda umowa decyduje o naszej obecności i przyszłości na tym rynku. Obecnie realizujemy tutaj dwa zadania: budowę drogi D35
Džbánov – Litomyšl, oraz suchego
polderu w Kutřinie. Pozyskanie tych kontraktów zajęło nam kilka lat, więc robimy wszystko by zrealizować jak najlepiej i pokazać się z jak najlepszej strony. Budowa polderu jest tutaj o tyle szczególna, że w Czechach, mających ogromne problemy z gospodarką wodną, od lat mówi się o konieczności przeprowadzenia inwestycji hydrotechnicznych. Podobnie jak w Polsce i tutaj mamy za sobą dwie suche dekady i okres
skrajnych wydarzeń pogodowych – budowa zbiorników retencyjnych i innych zabezpieczeń przeciwpowodziowych stała się więc koniecznością.
Jako Budimex mamy doświadczenie, w tym sektorze i cieszymy się, że możemy uczestniczyć w tym bardzo ciekawym również od strony inżynierskiej projekcie. W Polsce mamy za sobą kontrakty związane z hydrotechniką morską, ale także szereg prac związanych z hydrotechniką śródlądowa, czyli zabezpieczeń przeciwpowodziowych, w tym obwałowań i zbiorników przeciwpowodziowych, oraz regulacji rzek. Pracowaliśmy we Wrocławiu, Krośnie Odrzańskim, Słubicach i wykonaliśmy wiele projektów na Odrze. Zbudowaliśmy zbiornik przeciwpowodziowy w Raciborzu oraz zbiornik Żelazny Most dla KGHM.
Jakie prace obecnie prowadzone są na miejscu i jaka jest skala waszego zaangażowania?
Trwają roboty geotechniczne związane z zabezpieczeniem skarp i rozpoczęto iniekcję uszczelniającą górotworu pod zaporą, trwają również przygotowania do pierwszych prac żelbetowych związanych z budową odcinka próbnego zapory w celu potwierdzenia założeń projektowych. Obecnie na placu budowy pracuje ponad 20 jednostek sprzętowych. Liczba ta wkrótce wzrośnie.
To pracownicy i podwykonawcy miejscowi czy ściągnięci z Polski?
Musieliśmy i chcieliśmy pozyskać pracowników na rynku czeskim. Obecnie nasz główny zespół liczy ok. 10 osób i jest to równa mieszanka polsko-czeska, które zapewnia nam zarówno doświadczenie z projektów realizowanych w Polsce jak i pracowników z czeskimi uprawnieniami i znajomością nie tylko miejscowego rynku, ale i kultury pracy – trochę się jednak różnimy.
Oczywiście korzystamy także z miejscowych podwykonawców, ale zapisy umowy jasno określają, które prace (np. żelbetowe) mamy zrealizować własnymi siłami. Kiedy dojdziemy do tego etapu prac w Czechach pojawią się dodatkowe brygady pracowników z Polski. Chciałbym jednak podkreślić, że chcemy opierać się na rynku lokalnym i budować naszą obecność na lata. Nie jesteśmy tutaj po to, żeby zrealizować kilka kontaktów i nie chcemy być postrzegani jako intruz, ale jako firma, która chce współdziałać i rozwijać rynek czeski.
Czy mieliście problemy z pozyskaniem specjalistów z zakresu hydrotechniki?
Sytuacja w Polsce i Czechach jest dość podobna. Mamy specjalistów w wieku przedemerytalnym, a teraz pojawia się nowa fala hydrotechników. Przez jakiś czas tego typu inwestycji w naszych krajach nie było zbyt dużo, ale w Polsce programy budowy wałów ruszyły po wielkiej powodzi z roku 1997 i później utrzymało się to wraz z dostępnością środków unijnych. To pozwoliło na wykształcenie kadr.
Chciałbym zwrócić uwagę na to, że jesteśmy teraz w fazie ekspansji zagranicznej i rozwoju w różnych obszarach. To świetna okazja dla inżynierów, którzy już trochę lat pracują w Budimeksie i zdobyli dużo doświadczenia, aby spróbować swoich sił poza Polską. Zaczynamy także budować nową przyszłość dla młodej kadry inżynierskiej, która teraz dzięki nam będzie miała możliwość realizacji różnych projektów w Europie. Dla wielu młodych inżynierów, takie kontrakty jak Kutřin będą okazja do zdobycia nowego doświadczenia.
Weszliście na plac budowy po poprzednim wykonawcy, z którym zamawiający rozwiązał umowę. Czy to może zapowiadać jakieś problemy lub opóźnienia na kontrakcie?
Jesteśmy przygotowani do sprawnego i terminowego przeprowadzenia tej inwestycji, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Pewnym wyzwaniem może być tutaj instalacja urządzeń mechanicznych i urządzeń spustowych czy betonowanie wielkich masywów, ale to nie są rzeczy, których byśmy wcześniej nie robili.
Na ile przyszłościowy jest rynek czeski w zakresie inwestycji hydrotechnicznych?
Rynek czeski ma bardzo duże perspektywy i jest jeszcze przed szczytem zaspokajania swoich potrzeb infrastrukturalnych. Spodziewamy się wielu kontraktów drogowych i ciągle liczymy na pozytywne zakończenie sporu o D11. Szansą dla nas mogą być także kontrakty kolejowe, zwłaszcza te na linie dużych prędkości – tu przecież ruszyliśmy z realizacją podobnego zadania na Łotwie.
Co do budów hydrotechnicznych w Czechach to od jakiegoś czasu jesteśmy w etapie prekwalifikacji w postępowaniu przetargowym na na „Zvýšení ponorů na Vltavské vodní cestě, Vraňansko-Hořínský kanál”. Teraz już od ponad roku czekamy na drugi etap postępowania, czyli informacje zwrotną o kwalifikacji i wezwanie do składania ofert. W dłuższej perspektywie spodziewamy się kolejnych postępowań.