- Natomiast w polskich realiach Greenpeace angażuje się we wszystkie duże przemysłowe tematy. Od lokalnego establishmentu na Pomorzu dowiedzieliśmy się np., że ci sami ludzie, którzy teraz pojawiają się na naszych spotkaniach z mieszkańcami i dążą do wygonienia z tamtych terenów Polskiej Grupy Energetycznej z pomysłami budowy elektrowni jądrowej, dwa lata wcześniej prowadzili działalność przeciwko firmie, która w tamtym rejonie chciała stawiać farmy wiatrowe – mówi Marcin Ciepliński. - A przypadek Gąsek, to case study, bo przypomnę, że kilkanaście lat temu miał tam powstać kabel łączący Polskę ze Szwecją, ewidentnie bardzo potrzebna inwestycja. Została ona zablokowana na podstawie wyssanych z palca teorii o tym, że ryby będą pływać do góry brzuchami, a ludzi będzie raził prąd. Kabel przeniesiono o 20 km w prawo i nic się nigdy nie wydarzyło - podkreśla.
- Działania Greenpeaceu to kwestia bycia w kontrze do dużych inwestycji, które w ich przekonaniu są robione z brakiem poszanowania np. norm środowiskowych. I może bym się z tym zgodził, gdyby to się działo np. 10 lat temu. A nie teraz, kiedy mamy wdrożone pakiety regulacji unijnych i międzynarodowych w zakresie ochrony środowiska i naprawdę bardzo skrupulatnie ich przestrzegamy. Protesty w formie happeningów to jedynie forma promocji samego Greenpeace – uważa Ciepliński.
- Owszem, każdy ma prawo wypowiadać swoje poglądy. Naszym celem jest jednak to, by w miejscach, które rozważamy jako potencjalne lokalizacje dla elektrowni jądrowych, rozmawiać i przekonywać przede wszystkim mieszkańców. Chcemy dowiedzieć się, co oni o tym myślą. A ostatnio w Choczewie było tak, że mieszkańcy zaproszeni na spotkanie nie mieli szans na dyskusję, ponieważ przybył duży desant przeciwników energetyki jądrowej, którzy nie chcieli rozmawiać, tylko udowodnić, że nie mamy racji. Dopiero po trzech godzinach bijatyki słownej tamtejszym mieszkańcom udało się dopchać i spróbować czegoś dowiedzieć – podkreśla dyrektor departamentu strategii i rozwoju spółki PGE Energia Jądrowa.
W rozmowie z Rynkiem Infrastruktury Marcin Ciepliński odniósł się także do złożenia przez eksperta Greenpeace ds. energetyki jądrowej, Jan Haverkampa aplikacji na stanowisko prezesa zarządu spółki PGE Energetyka Jądrowa SA. - Traktuję to jako element kampanii Greenpeace, której zamiarem jest być może ośmieszenie energetyki jądrowej. Haverkamp to bardzo sympatyczny człowiek i jednocześnie dość sprawny gracz jeśli chodzi o wykorzystanie różnych narzędzi. Jeśli złożyłby tylko dokumenty i czekał, to być może faktycznie byłby zainteresowany stanowiskiem prezesa PGE EJ, ale skoro od razu ogłosił to w mediach, to sadzę, że chodziło mu o wywołanie fermentu, a nie poważne podejście do tematu – stwierdza Ciepliński.
Przypomnijmy, ze Polska Grupa Energetyczna wskazała pod koniec listopada 2011 r. trzy potencjalne lokalizacje elektrowni atomowej w Polsce. Na krótkiej liście znalazły się Żarnowiec, Choczewo, Gąski. Wszystkie są położone nad Morzem Bałtyckim.