Ryszard Gajewski
Nadpodaż tzw. zielonych certyfikatów sprzed miesięcy wpłynęła na obniżenie ich wyceny, co z kolei spowodowało ograniczenie zamówień na biomasę oraz wycofywanie się wytwórców energii z już zawartych umów. Ten stan stworzył zagrożenie dla tysięcy miejsc pracy. Aktualna sytuacja sektora zmusza bowiem producentów biomasy, by każdego dnia dokładali do prowadzonego biznesu. Na zakładane przez siebie plantacje biomasy lub budowane zakłady do jej przetworzenia wykorzystywali nie tylko środki własne, ale również te pochodzące z kredytów i dofinansowania w ramach systemów pomocowych. Teraz producenci biomasy muszą mierzyć się z koniecznością spłaty zobowiązań, co w wielu przypadkach będzie skutkowało bankructwem. To jednak początek. Za nimi w podobnej sytuacji mogą znaleźć się ich liczni kooperanci, bo w ciągu kilku lat sektor biomasowy stał się przemysłem. Niestety, mimo wielu strat, rynek wciąż oczekuje na interwencję. Ceny świadectw pochodzenia, choć obecnie wyższe niż w najbardziej kryzysowym momencie, wciąż odbiegają od poziomu, przy którym produkcja energii przy udziale biomasy ma sens. Dla ratowania sytuacji niestety nie wystarczy jeden z ostatnich pomysłów Ministerstwa Gospodarki odnośnie zwiększenia o 1 proc. obowiązkowego udziału zielonej energii w miksie energetycznym energii sprzedawanej odbiorcom. Brakuje nam mechanizmów regulujących zarządzanie systemem zielonych certyfikatów, dlatego ostatnia nadpodaż to nie koniec problemów sektora.
Biorąc pod uwagę konsekwencje rozporządzenia Ministerstwa Gospodarki, które weszło w życie 31 grudnia ub.r. i blokuje umarzanie świadectw pochodzenia sprzed wielu miesięcy, sytuacja może się powtórzyć. Dokument ten nałożył na producentów energii obowiązki, które uniemożliwiają odzyskanie środków zainwestowanych w produkcję energii odnawialnej biomasy. Dotyczy to m.in. konieczności wykazania, że spalona w grudniu biomasa nie zawierała celowo rozdrobnionego pełnowartościowego drewna. Co ciekawe jednak, akt prawny nie wskazuje, w jaki sposób należy to udowodnić, a co więcej taki obowiązek został nałożony również na producentów, którzy w dniu wejścia w życie rozporządzenia mieli już złożone w Urzędzie Regulacji Energetyki stosowne wnioski o umorzenie świadectw pochodzenia. Takie stawianie sprawy uderza bardzo mocno w funkcjonowanie rynku OZE, a to nie pierwszy raz, kiedy uczestnicy rynku stawiani są pod ścianą. Potrzebne nam stabilne prawo, umożliwiające zarówno producentom biomasy jak i wytwórcom energii planowanie działalności biznesowej w dłuższym horyzoncie czasowym. Dziś otoczenie regulacyjne nie zachęca do podejmowania nowych działalności, dlatego też część z zaplanowanych projektów została już wstrzymana. W praktyce oznacza to, że nie powstanie wiele nowych miejsc pracy, a te, które pojawiły się wraz z rozwojem branży stosunkowo niedawno, zostaną zlikwidowane.
Ryszard Gajewski, prezes Polskiej Izby Biomasy