Arek Kowalczyk
Polska Grupa Energetyczna jest otwarta na dyskusję i mam nadzieję, że PGE będzie potrafiło wyciągnąć właściwe wnioski z prowadzonego obecnie dialogu. Teraz walczymy o wspólną sprawę, aby projekt stał się rzeczywistością, a kto na końcu będzie odpowiedzialny za jego realizację , to w tej chwili nie jest nadrzędne – uważa Ziemowit Iwański.
Jak powiedział dyrektor wykonawczy GE Hitachi Nuclear Energy w rozmowie z portalem „RynekInfrastruktury.pl”, data 2024 r. – jako finał realizacji inwestycji polegającej na budowie pierwszej polskiej elektrowni jądrowej jest osiągalna. Jednak istnieje bardzo dużo elementów, które mogą ją w łatwy sposób przesunąć. - Jedną z nich jest kwestia regulacji. Przyjęcie klarownej metody oceny projektu – jako inwestycji – mam tu na myśli licencjonowanie np. technologii i następnie niezmienność tego jest ważną sprawą. Ważne jest również, aby umożliwiono zakończenie prac projektowych przed rozpoczęciem budowy. Bo nie można, w mojej ocenie rozpoczynać budowy z nie do końca jasnym projektem - wyjaśnia.
- Najważniejsze jest jednak finansowanie – projekt może spowolnić właśnie brak zamkniętego finansowania. Dobrze byłoby gdyby rząd udzielił gwarancji dla instytucji finansowych. To nie kosztuje pieniędzy, to kosztuje jedynie zaangażowanie polityczne – chodzi o zagwarantowanie, że projekt zostanie ukończony i zapewnienie takie musi wydać strona rządowa – przekonuje Iwański.
- Jeśli nie uda się wybudować elektrowni jądrowej, może się skończyć w ten sposób, że Polska będzie „ściągać” prąd z zagranicy i nie chodzi tylko o elektrownię jądrową w Kaliningradzie, ale także np. z czarno dymiących elektrowni węglowych. Trzeba się liczyć też z tym, że kraje Rosjanie czy inne wschodnie kraje mogą mieć deficyt mocy, co skończy się kupowaniem droższego prądu np. w Niemczech – uważa Iwański.