Obserwując bieg wypadków nabieram przekonania, że zamiast solidnej reformy górnictwa opartej na długofalowej strategii rząd zafundował nam zlepek ad hoc podejmowanych i nie do końca przemyślanych decyzji.
Kiedy na początku grudnia za sterami Kompanii Węglowej zasiadł Krzysztof Sędzikowski, doświadczony i sprawdzony menadżer, odebrałem to za zwiastun szybko nadchodzącej zmiany. Wydawało się, że oto znalazł się wreszcie solidny gospodarz, który zrobi w zadłużonej państwowej spółce porządek, co wydawało się nader karkołomnym wyzwaniem.
Być może skazanym na niepowodzeniem co sugeruje retoryczne pytanie postawione przez czytelnika portalu „WysokieNapięcie”: „Jak uratować firmy posługujące się przestarzałymi technologiami, eksploatującymi wyeksploatowane złoża, posiadającymi bizantyjską administrację, działające na kurczącym się rynku, przepłacające kadry, firmy, które od 1989 nie zbudowały sensownego systemu dystrybucji swoich produktów, firmy, gdzie prezes nie szans porządzić dłużej niż rok?”.
Gdy kilka dni temu premier Ewa Kopacz postanowiła wyręczyć Sędzikowskiego i podczas konferencji prasowej poinformowała o planowanej restrukturyzacji kierowanej przez niego spółki, odebrałem to jako przejaw etatyzmu. Z drugiej jednak strony pocieszałem się, że przynajmniej Ewa Kopacz – inaczej niż jej poprzednik – nie zamiata problemów polskiego górnictwa pod dywan, i próbuje się z nim zmierzyć. Zapewnienia Pani premier zabrzmiały pewnie i wiarygodnie, zapowiedź likwidacji czterech kopalń odebrałem jako zło konieczne.
Niestety obserwując bieg wypadków nabieram przekonania, że zamiast solidnej reformy górnictwa opartej na długofalowej strategii, rząd zafundował nam zlepek ad hoc podejmowanych i nie do końca przemyślanych decyzji. Bo oto po kilku dniach górniczych protestów i rozmów z górnikami premier polskiego rządu niespodziewanie dochodzi do wniosku, że niekoniecznie wszystkie cztery kopalnie muszą zostać zlikwidowane. O tym, że tak jest w istocie najlepiej świadczy kolejka inwestorów gotowych je przejąć po ich oddłużeniu.
Jestem daleki od tego by zakładać złą wolę rządu. Wybrał dla spółki radykalną terapię, uznając, że na bardziej finezyjne – mniej kosztowne społecznie metody – nie ma już czasu.
Zarządzanie górniczym biznesem jest trudne – to czy należąca do niego kopalnia jest rentowna czy też nie zależy od wielu czynników – decydują o tym nie tylko jakość i głębokość złóż ale też dostępne technologie, skala szkód górniczych, a zwłaszcza poziom cen, które ulegają częstym zmianom.
Bywa, że kopalnia ma czasowo ograniczoną efektywność z powodu pożaru lub awarii. Mądry właściciel bierze te wszystkie czynniki pod uwagę, zarządza ryzykami i trzyma koszty w ryzach. Państwo w tej roli się sprawdza i ma rację
Andrzej Sadowski z Centrum Adama Smitha, że jedyną receptą na restrukturyzację górnictwa jest jego prywatyzacja.