sg
Zgodnie z przyjętymi przez Komisję Europejską przepisami opłata w ramach systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2 (system ETS) obejmuje wszystkie loty, które mają start, międzylądowanie lub lądowanie na terytorium Unii Europejskiej. Dla pasażerów oznacza to wzrost cen biletów o kilka-kilknaście euro, ale dla przewoźników wzrost kosztów będzie wielomilionowy. Europejskie Stowarzyszenie Przewoźników AEA poinformowało, że w przypadku 33 należących do niego linii będzie to 4,8 mld euro rocznie. IATA (Międzynarodowe Stowarzyszenie Przewoźników Lotniczych szacuje, że wprowadzony podatek obciąży przewoźników kwotą 900 mln euro w 2012 r., zaś w 2020 będzie to już kwota rzędu 2,8 mld euro.
Te kwoty zachęcają do obchodzenia przepisów. Mająca własną flotę lotniczą firma kurierska UPS rozważa wprowadzenie na trasie ze swoich baz w Hongkongu i Kolonii międzylądowania w Bombaju. Wydłuży to wprawdzie trasę z 5,7 tys. do 6,8 tys. mil i opóźni czas dostarczania przesyłek, ale zmniejszy podatek od emisji o jedną czwartą, bo będzie on naliczany tylko na odcinku z Bombaju do Kolonii. Przy okazji liczba dwutlenku węgla wypuszczonego do atmosfery zwiększy się o jedną trzecią, bo nie dość, że będzie dłuższa trasa, to jeszcze dodatkowy start i lądowanie, a to najbardziej szkodliwe dla środowiska części lotu - informuje DGP.
Oczywiście w przypadku lotów pasażerskich ten sposób się nie sprawdzi, ale w przypadku lotów, w których międzylądowanie i tak jest konieczne, stracą europejskie lotniska. Samoloty będą omijać lotniska europejskie i lądować np. na Bliskim Wschodzie lub na Ukrainie. Kijowskie lotnisko Boryspol intensywnie się rozbudowuje i z liczba 5 terminali ma ambicję być wschodnioeuropejskim hubem. Polskie lotniska nie powinny zanotować jakichś większych strat, gdyż nie mamy żadnego wielkiego portu przesiadkowego. Stracić może za to np. londyński Heathrow czy amsterdamski Schiphol, a także nowo budowany hub w Berlinie.