Mariusz W.
Chodzi o zwrot pomocy, jaką port lotniczy otrzymał od samorządów. Na początku lutego Komisja Europejska uznała finansowanie drugiego portu lotniczego za niedozwoloną pomoc publiczną i nakazała, by gdyńskie lotnisko zwróciło pieniądze.
Jak wyjaśnił Bogusław Stasiak, wiceprezydent Gdyni, sytuacja doprowadziła do tego, że lotniskowa spółka musiała złożyć wniosek o upadłość. Jednak dodatkowym problemem lotniska jest fakt, że spółka ma jeszcze innych wierzycieli i zalega z wypłatą około 1,5-2 mln zł firmom, które pracowały przy budowie lotniska. Na swoje pieniądze czeka m.in. firma, która wykonała elektroświetlny system oświetlenia nawigacyjnego i jego zasilanie. To warszawski Mawilux.
Stasiak twierdzi również, że nie może teraz wypłacić zaległych pieniędzy wierzycielom, bo według procedur po złożeniu wniosku o upadłość musi wszystkie wydatki uzgadniać z zarządcą sądowym.
Dodatkowo Gdynia i Kosakowo planują zaskarżyć decyzję Komisji Europejskiej. Samorządowcy zarzucają jej niewłaściwe założenie metodologiczne przyjęte w ocenie ekonomicznej przedsięwzięcia. „Komisja Europejska oceniała inwestycję w perspektywie krótko- i średnio- okresowej, a powinna to robić – tak jak czynił inwestor – w perspektywie długookresowej. Przyjęcie takiej perspektywy wynika z wiedzy ekonomicznej i charakterystyki specyficznej inwestycji lotniskowej, ale przede wszystkim z faktu, że to właściciel gruntu pod lotniskiem – Skarb Państwa – narzucił 30-letni okres trwania umowy użyczenia” - twierdzą.
Spółka Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo ma kapitał w wysokości 91 mln zł, z tego 85 mln zł należy do Gdyni, a 6 mln zł do Kosakowa. 70 mln zł z tej kwoty przeznaczono na budowę infrastruktury lotniska.