Łukasz Malinowski
– W tych krajach władze popełniły szereg błędów: nie przekazywały informacji dotyczących ani zagrożeń, ani korzyści płynących z posiadania z tych niekonwencjonalnych złóż. To stymulowało społeczne obawy – tłumaczy Tomasz Dąborowski.
Ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich wyjaśnia, że zablokowanie poszukiwań gazu łupkowego w tych krajach było wynikiem przede wszystkim uwarunkowań wewnętrznych, a nie czynników zewnętrznych, jak często się spekuluje wskazując na Gazprom, któremu zależy na utrzymaniu monopolistycznej pozycji w tym regionie, i który w związku z tym miałby sponsorować antyłupkowe nastroje.
– Rosja mogła wspierać ten proces, ale na pewno nie był to czynnik jedyny i krytyczny. Jest poza tym też szereg innych grup interesów, które są zainteresowane zablokowaniem lub opóźnieniem eksploatacji gazu łupkowego w tych krajach. Mam na myśli m.in. przemysł jądrowy Bułgarii chcący utrzymać swoją silną pozycję, lub lobby przemysłu zielonych technologii oraz organizacje ekologiczne, które wspierają alternatywne źródła pozyskiwania energii – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Tomasz Dąborowski.
Istotnym czynnikiem było nałożenie się debaty łupkowej na czas kampanii wyborczych. – Część ugrupowań politycznych wyczuło szansę, że gaz łupkowy może być narzędziem mobilizowania elektoratu, walki politycznej, uderzenia w przeciwników – zaznacza Tomasz Dąborowski.
W ocenie eksperta debata w tych krajach została zdominowana przez ekologów, „natomiast firmy branży łupkowej nie przejawiały jakiejkolwiek determinacji w chęci wejścia na te rynki”. Wynikało to stąd, że Bułgaria, Czechy i Rumunia są odległymi, nieznanymi rynkami dla firm z tej branży, przede wszystkim ze Stanów Zjednoczonych i z Kanady.
– Poszukiwania gazu łupkowego zakończyły się zanim się jeszcze de facto rozpoczęły, ponieważ zaledwie kilka firm wyraziło zainteresowanie poszukiwaniami. Chociaż były one istotne, jak np. Chevron, to jednak nie miały one istotnej wagi, nie stworzyły istotnej grupy interesów, które mogłyby przeciwstawić się narastającym obawom, formułowanym przez środowiska ekologów i społeczności lokalnych – wyjaśnia Dąborowski.