- Pytanie więc nie brzmi „czy uda się zbudować wszystkie planowane elektrownie”, tylko „kiedy”? A dokładniej – „czy uda się zbudować do końca 2015 r.”? I tu odpowiadam: Nie. Kozienice i Opole mają szansę powstać w dalszej perspektywie. Elektrownię węglową buduje się ok. 5 lat. Więc do 2018 jest możliwe, że powstaną. Być może do 2016 r. uda się zbudować Stalową Wolę i być może jakąś gazówkę, bo okres realizacji inwestycji jest krótszy. Więc w 2016 r. będziemy mieli więc jakieś 800-900 MW, a nam będzie potrzebnych około 5000 MW – przekonuje Żmijewski.
W tej sytuacji, w opinii profesora, jedyne co możemy zrobić, to wprowadzić plan B. - Czyli po pierwsze zaoszczędzić 2000 MW dzięki poprawie efektywności energetycznej. Na samym oświetleniu ulic można zaoszczędzić do 40 proc. Społeczna Rada Narodowego Programu Redukcji Emisji wskazuje to rozwiązanie jako najszybsze, najtańsze i najmądrzejsze. Bo po co oświetlać drożej, skoro można taniej? Kto nie wierzy, niech zerknie do swojej windy, 9 na 10 z nich jeździ z palącym się światłem bez pasażerów. Oczywiście to światło musi się tam palić, bo przecież duch windy zwariowałby, gdyby musiał tam siedzieć w ciemności. Takich genialnych rozwiązań mamy więcej - wyjaśnia.
Drugie 2000 MW, to energia zaimportowana zza granicy. - Tyle tylko, że potrzebujemy transgranicznych linii przesyłowych, które na taki import pozwolą. Obecnie możemy „ściągnąć” 500 MW ze Szwecji i 100 MW z części niemiecko-czesko-słowackiej. Jednak główną możliwością jest od wielu lat nieczynna linia 750 kV Rzeszów – elektrownia jądrowa Chmielnicki na Ukrainie. Dzięki niej można by było zaimportować 1000 MW, ale aby to zrobić, trzeba byłoby odremontować tę linię i wyposażyć ją w specjalne urządzenie zamieniające prąd wschodni na europejski. A to kosztuje – mówi.
Trzecie 2000 MW to, jak określa to Żmijewski „energetyczne pospolite ruszenie”. - To sytuacja, w której sami sobie robimy dobrze i montujemy mikrowiatraki, ogniwa fotowoltaiczne oraz mikrociepłownie. Ten ciężar powinni wziąć na siebie ci, którym będzie się to opłacało, np. właściciele domków jednorodzinnych. I to w perspektywie roku 2015 jest możliwe, bo ceny urządzeń, o których wspomniałem będą tanieć. Tak jak w komputerach cena się połowi co 18 miesięcy, tak np. w fotowoltaice cena połowi się co 5 lat. To trochę wolniej. Ale wyraźnie i przyspiesza. To widać z miesiąca na miesiąc. Im większa sprzedaż tym niższe ceny - tłumaczy.
- Do tego możemy dołożyć wspomnianą elektrownię w Stalowej Woli. I jest jeszcze rzecz leżąca w gestii PSE Operator, która to spółka przymierza się bardzo poważnie do przetargu na budowę elektrowni interwencyjnej, czyli takiej, która ma reagować, jeśli np. pojawi się na niebie chmurka i będzie mniej prądu w fotowoltaice, albo zabraknie wiatru. Ma ona mieć 500 MW i na tej porcji nie powinno się skończyć, ale warto od czegoś zacząć – mówi w rozmowie z Rynkiem Infrastruktury.
- To wszystko, co możemy zrobić w perspektywie 2016 r., kiedy zacznie nam brakować prądu. A następnie musimy przeprowadzić te dzisiejsze papierowe zamierzenia, czyli wybudować elektrownie – uważa Żmijewski. I podsumowuje: - Inwestorzy nie spieszą się z inwestycjami, ale to nie z powodu lenistwa, czy głupoty. To zwyczajnie ostrożność procesowa. Żaden z inwestorów nie wie, czy Polska dostanie derogacje, czyli ulgę w zakupie CO2, czy też jej nie dostanie. A jeśli już dostanie, to nie wiadomo w jakiej ilości i czy na nowe i stare elektrownie, czy tylko na stare. To dość ważne, bo jeśli stare dostaną, a nowe nie, to nowe będą niekonkurencyjne, więc po co je budować? To jest w rekach Komisji Europejskiej, która powiedziała najpierw, że odpowie do końca marca, a teraz przełożyła ten termin i twierdzi, że nie odpowie wcześniej niż w drugiej połowie lipca.