ww
- Władze tymczasowe już w kwietniu obiecały Francuzom 35% przyszłych kontraktów naftowych, choć obecnie temu zaprzeczają. Nadal nie wiadomo również, ile podobnych umów pod stołem "klepały" z bliskimi sojusznikami. Z tego co przenika do mediów Polacy zrobili w sprawie libijskiej niewiele. Nie było żadnego zaangażowania militarnego z naszej strony. Na naszą korzyść mogą oczywiście działać niekomentowane przez Radosława Sikorskiego informacje o tym, że w trakcie rewolucji sprzedawaliśmy powstańcom broń. Media nie muszą mieć pewnych informacji, ale jeśli to prawda, to kręgi decyzyjne libijskie oczywiście o tym widzą, a Polacy mogą liczyć na gratyfikacje w postaci kontraktów – uważa Dominik Małgowski.
- Jednak tego typu zasługi nie są konieczne dla otrzymywania w wyzwolonych krajach kontraktów. Potrzebne są dobre oferty i siła przebicia o czym uczy casus Chińczyków w post-saddamowskim Iraku. Mimo iż sprzeciwiali się interwencji, otrzymali po wojnie mnóstwo lukratywnych kontraktów w dziedzinie budownictwa i energetyki. W tym kontekście dobrze więc, że Sikorski wybrał się w towarzystwie biznesmenów do Libii – dodaje w rozmowie z Rynkiem Infrastruktury współudziałowiec i dyrektor operacyjny firmy Mubadara, arabista i analityk bezpieczeństwa i zagrożeń terrorystycznych.
Według Małgowskiego, polskie firmy, które chcą wejść ze swoimi biznesami do Libii, spotkają się z bardzo silną konkurencją zewnętrzną. - Polakom będzie trudno konkurować z firmami z Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch, Holandii, Chin, Korei, etc. W porównaniu do Francuzów zasługi mamy niewielkie, w porównaniu do Chińczyków nie jesteśmy konkurencyjni – mówi Małgowski. - Mimo długiego doświadczenia wielu polskich inżynierów, dyrektorów i firm na rynku libijskim trzeba też przyznać, że nie do końca umiemy się tam poruszać. Polacy nie rozumieją, i to nie tylko w sferze językowej, Libijczyków. Mają często trudności przy zetknięciu się z ich kulturą i sposobem robienia biznesu. Nie do końca potrafią z nimi rozmawiać, negocjować, etc - dodaje.