mj
- Według naszych szacunków do końca roku liczba ta może wzrosnąć do 700 tysięcy. Wynika to z kilku czynników. Po pierwsze wprowadzenie opłat za usługę, która do tej pory była nieodpłatna zawsze powoduje spadek popytu w początkowej fazie. Sądzimy, że po kilku miesiącach sytuacja ulegnie normalizacji i kierowcy, którzy starali się unikać płatnych odcinków wrócą na drogi. Chociażby dlatego, że na dłuższą metę alternatywnych dróg nie ma, osoby trudniące się transportem szybko dojdą do wniosku, że nie warto ryzykować kar za opóźnienia w dostawach – powiedział Cywiński dodając, że dokładne dane dotyczące natężenia ruchu, wtedy będzie czas na korektę szacunków, powinny być dostępne pod koniec miesiąca.