Sytuacja Stoczni Gdańskiej jest trudna. – Wokół stoczni prowadzone są niejasne gry – ostrzegają związkowcy.
Jak wskazuje związek zawodowy "solidarność" w ostatni piątek, w dzień wypłaty, przypadający na dziesiątego dnia miesiąca, stoczniowcy nie otrzymali ani grosza za pracę. Zarząd złożył zapewnienie, że pieniądze będą wypłacone w dwóch turach – pierwsza transza ma wyjść 17 maja, a druga – 27 maja. Na razie związkowcy ratują się pożyczkami z kasy zapomogowo-pożyczkowej. Uruchomiono z niej doraźnie 2 mln zł. Na wypłaty zaś potrzeba trzy razy tyle.
– Czekamy z niepokojem na wypłatę pierwszej tury wynagrodzenia. Jeśli najdalej w poniedziałek 20 maja pieniędzy nie będzie na naszych kontach zaostrzymy protest w ramach wszczętego sporu zbiorowego z zarządem – ostrzega Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący stoczniowej „Solidarności” i dodaje: – Pieniądze należą się za wykonaną pracę to jest podstawowe prawo pracowników – prawo do wynagrodzenia – podkreśla związkowy lider.
Jego zdaniem odpowiedzialność za zakład i wypłatę wynagrodzeń solidarnie, proporcjonalnie do udziałów, powinni ponosić udziałowcy, czyli ukraińscy przedsiębiorcy z koncernu ISD, posiadający 75 proc. akcji Stoczni Gdańskiej i Skarb Państwa. Stocznia Gdańsk należy do dwóch akcjonariuszy: spółki Gdańsk Shipyard Group (75 proc.) oraz należącej do Skarbu Państwa Agencji Rozwoju Przemysłu (25 proc.). Gdańsk Shipyard Group jest spółką kontrolowaną przez ukraińskich przedsiębiorców Siergieja Tarutę, Witalija Hajduka i Olega Mkrcztana z grupy metalurgicznej Indiustrialnyj Sojuz Donbasa. Na razie zaangażowanie Agencji Rozwoju Przemysłu w Stocznię Gdańską to około 218 mln zł.
– Te pieniądze poszły na spłatę dawnych długów i pokrycie strat. Poza tym stocznia musiała je zaraz zwrócić do budżetu wpłacając należności do ZUS i urzędów skarbowych. Wyjście z sytuacji to zasypanie strat przez dokapitalizowanie stoczni przez Ukraińców i Skarb Państwa, proporcjonalnie do udziałów – przekonuje Guzikiewicz.
Pożyczka nie wchodzi w grę, gdyż oznaczałoby to pomoc publiczną, a tej zakazują instytucje europejskie. Alternatywą jest zbycie części Wyspy Ostrów, która nie jest wykorzystywana do produkcji statków. Jedną z przyczyn kłopotów stoczni jest dekoniunktura w europejskim budownictwie okrętowym, szczególnie przy wykonywaniu kadłubów statków bez wyposażenia.