Łącząc swoje spółki energetyczne, resort skarbu nastawi całą polską energetykę na jeden scenariusz. A jeśli się nie ziści?
Resort skarbu miał przedstawić swoją wizję do końca stycznia, ale w piątek 6 II jego szef, Włodzimierz Karpiński, stwierdził, że choć „chcemy rozpocząć właściwy proces konsolidacji w sektorze energetycznym w tym roku, jeszcze przed wyborami", to potrwa on długo. „Ten proces jest bardzo złożony i raczej w tym roku się jeszcze on nie zakończy" – powiedział dziennikarzom w piątek Karpiński cytowany przez PAP.
Same zarządy spółek oszczędnie komentują plany przejmowania swoich konkurentów, inicjatywa leży po stronie resortu skarbu. Argumenty resortu są znane i streszczają się w haśle „duży może więcej“. To prawda, że polskie spółki są wciąż małe w porównaniu ze swymi zachodnimi odpowiednikami – EDF, E.ON, RWE, GDF Suez czy Iberdrolą. Ale resort skarbu zdaje się nie dostrzegać zmian, jakie zachodzą w zachodniej Europie. Wartość europejskich spółek energetycznych drastycznie maleje.
Polityka UE, nastawiona na wspieranie odnawialnych źródeł energii, spowodowała przewrót na rynku. Wielkość mierzona zasobami energetyki konwencjonalnej przestała być atutem, a stała się balastem. To dlatego niemiecki E.ON ogłosił przeniesienie do nowej spółki wszystkich aktywów OZE i pozostawienie elektrowni węglowych i gazowych w starej spółce, którą analitycy już ochrzcili wydmuszką. To dlatego GDF Suez spisał na straty część europejskich elektrowni.
Energetyce, jak chyba żadnej innej branży potrzebny jest stabilny, większościowy akcjonariusz, który nie myśli wyłącznie o krótkoterminowych zyskach. Elektrownia spłaca się przez co najmniej kilkanaście lat. I w takiej perspektywie powinien myśleć o swoich aktywach skarb państwa. Energetyka europejska znalazła się na rozdrożu. Nikt nie ma szklanej kuli i nie jest w stanie przewidzieć, jak skończy się gigantyczny eksperyment z odnawialnymi źródłami energii.
Przypuśćmy, że rację mają ci, którzy twierdzą, że w ciągu piętnastu lat nowe technologie, zwłaszcza w fotowoltaice, potanieją na tyle, że w ciągu kilkunastu lat, w połączeniu z inteligentnymi sieciami, kompletnie zawojują energetykę i wyprą większość źródeł konwencjonalnych. Zwłaszcza węglowych, ponoszących największe koszty CO2.
W 2030 r. r. PGE i Tauron – najbardziej uzależnione od węgla polskie spółki energetyczne – będą przerabiać lekcję E.ON: zamykać elektrownie i raptownie zmieniać strategie. Wartość obu firm będzie spadać. Za to Enea i Energa okażą się bezcennymi aktywami – nieobciążone w ogóle (Energa) bądź w niewielkim stopniu (Enea) wytwarzaniem, będą mogły skupić się na nowych technologiach.
Ich wartość dla skarbu państwa będzie rosła, i to one mogą być integratorami energetyki nie tylko w kraju, ale także w regionie. Nikt, kto
sine ira et studio obserwuje światową energetykę, nie powie, że to nierealny scenariusz.
Ciąg dalszy artykułu do przeczytania na "
WysokieNapiecie.pl".