Jak poinformował operator systemu, firma Kapsch Telematic Services, po pięciu miesiącach funkcjonowania elektronicznego myta system przyniósł 320 milionów złotych wpływów. W tej sytuacji jest niemal pewne, że pierwsze półrocze działania viaTOLLa zamknie się planowanymi przychodami w wysokości około 400 milionów złotych. To tyle, ile kosztuje wybudowanie kilkunastokilometrowej, nowoczesnej obwodnicy. Za mniej więcej rok e-myto zacznie przynosić realne zyski – a więc nieco szybciej, niż w Czechach, gdzie czekano na to dwa lata.
Ściąganie opłat idzie zgodnie z planem, co świadczy dobrze o urzędnikach, którzy przygotowali kontrakt i o operatorze systemu. viaTOLL jest już w pełni funkcjonalny – wizje pesymistów, zgodnie z którymi wpływy pozostaną głównie na papierze, na szczęście się nie sprawdziły. Teraz czas na rozszerzenie liczby dróg objętych opłatami z tytułu e-myta. W 2012 roku ma ich przybyć 700 kilometrów.
Patrząc, jak ambitny – i od początku mało realny – plan budowy dróg szybkiego ruchu rozsypuje się w pył, można mieć obawy, czy nie wpadnie się w prawdziwe błędne koło. viaTOLL ma przynosić – i, podkreślmy jeszcze raz, już przynosi – wpływy na budowę dróg. Żeby wszystko odpowiadało założeniom, w kolejnych latach musi on objąć następne drogi, także te, które obecnie znajdują się w budowie. Jednak poważne opóźnienia w inwestycjach mogą spowodować, że prognoz nie uda się zrealizować. A więc będziemy mieli do czynienia z sytuacją, gdy brak środków na nowe inwestycje będzie spowodowany… brakiem inwestycji.
Kolejna, cały czas aktualna sprawa, to dobre przygotowanie się urzędników do ewentualnego pozwu spółki Autostrada Wielkopolska. AWSA zapowiedziała już, że prawdopodobnie na początku przyszłego roku złoży pozew przeciwko Skarbowi Państwa o zyski utracone z powodu e-myta. Kierowcy są bowiem na tyle hardzi, że zamiast płacić drożej na autostradzie Jana Kulczyka, wolą jechać drogami objętymi e-mytem. Tu niestety mści się fatalne uregulowanie kwestii koncesjonariuszy przy okazji prawnej regulacji systemu e-myta. W rezultacie mamy nie tylko kuriozum w rodzaju de facto eksterytorialnych autostrad, ale też groźbę pozwu o setki milionów złotych. Tego zaś absolutnie nie można bagatelizować: w razie przegranej państwo sięgnie do naszych kieszeni.