Polska przedłużyła całkowite zamknięcie granicy z Białorusią. Jak poinformowano w komunikacie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, decyzja obowiązuje do odwołania i jest podyktowana troską o bezpieczeństwo Polek i Polaków. Na tej sytuacji mogą jednak ucierpieć polskie firmy budowlane i transportowe.
Granica została zamknięta w nocy z czwartku na piątek – z 11 na 12 września – w związku z manewrami rosyjsko-białoruskimi „Zapad 2025”. MSWiA zapewnia, że ruch zostanie przywrócony, gdy granica znów będzie w pełni bezpieczna, co potwierdzą informacje przekazane przez służby. Rząd zdaje sobie również sprawę, że na tej sytuacji
cierpią często przewoźnicy.
– Mamy świadomość, że wstrzymanie ruchu granicznego jest wyzwaniem dla przewoźników, którzy muszą korzystać z np. przejść granicznych na Litwie, by realizować przewozy. Podkreślamy, że ze względu na kwestie gospodarcze i dobro polskich przedsiębiorców zrobimy co w naszej mocy, by okres wyłączenia ruchu granicznego był jak najmniej dotkliwy dla przedsiębiorców – czytamy w oświadczeniu rzecznika prasowego MSWiA.
Problem może być jednak jeszcze bardziej złożony. Jak informuje „Onet”, w momencie przedłużenia zamknięcia granicy z Białorusią, firmy transportowe i budowlane zaczęły odnotowywać zwolnienia Białorusinów zatrudnionych w systemie rotacyjnym. Z pracy rezygnować chcą również Ukraińcy, którzy do Polski dostawali się przez białoruski Brześć.
Na potwierdzenie tych słów dziennikarze „Onetu” skontaktowali się z przedstawicielami branży, którzy we własnych firmach odczuwają już ten problem.
– Mamy 40 osób. Powiedzieli, że jeśli granica w ciągu miesiąca się nie otworzy, wszyscy wrócą do Białorusi i więcej tu nie przyjadą, bo oni żyli na dwa kraje. Na weekendy jeździli do Brześcia do rodzin. W Mińsku na monolicie czy przy murarce teraz płacą mniej więcej tyle samo, co w Polsce, a dojechać z Mińska do Warszawy to dziś koszt 200–300 euro przez Łotwę – powiedział portalowi właściciel firmy budowlanej z Lubelszczyzny.
Problemem może być również konkurencja ze strony rosyjskich firm, które oferują lepiej płatną pracę oraz brak problemów formalnych, jednak – jak wskazał jeden z rozmówców będący zawodowym kierowcom – Rosjanie, chociaż nie oczekują zbędnej papirologii, płacą za przejechane kilometry, co wymaga znacznie dłuższego dnia pracy niż w Polsce, gdzie nad Wisłą przestrzega się przepisów, a kierowcy mają zagwarantowany odpowiedni czas jazdy, postoje czy noclegi.