mg
Niedawno pojawiły się informacje, iż duże polskie firmy działające w sektorze budownictwa infrastrukturalnego spoglądają na rynki krajów regionu. Chodzi o Budimex i Polimex-Mostostal, które zastanawiają się nad przejęciami na Słowacji, w Czechach czy Rumunii. Trakcja Polska połączyła się natomiast niedawno z litewską Tiltrą, zajmującą się przede wszystkim budownictwem drogowym. Spółka nie ma natomiast planów ekspansji w kierunku południowym.
- Takie rynki jak Słowacja i Czechy są bardzo mocno chronione. W odróżnieniu od Polski. Być może teraz ktoś zrozumie, że warto jest bronić własnego rynku - stwierdza Maciej Radziwiłł, prezes Trakcji-Tiltry w rozmowie z Rynkiem Infrastruktury. - Nie może dochodzić do takich patologii, jak na budowie autostrad, które po pierwsze nie powstaną na czas, po drugie będą dużo droższe, a po trzecie nie zrealizują tych inwestycji silnie polskie firmy. Być może nasi politycy zrozumieją, że warto prowadzić politykę partnerstwa z wykonawcami, a nie politykę wyciskania z nich siódmych potów, wpuszczania na rynek każdego oraz przetargów opartych wyłącznie o kryterium cenowe - twierdzi szef giełdowej spółki.
- Na dodatek stosowanie umów opartych na wzorach z FIDIC-u w ograniczonym zakresie, przede wszystkim kontrakty podpisywane przez GDDKiA z firmami wykonawczymi wyłączają pewne rozdziały, zapewniające określone prawa wykonawcom. Przede wszystkim indeksację cen materiałów. Ja, mając 3-letni portfel zamówień, prowadzę działalność na wysokim poziomie ryzyka. Nie ma na przykład możliwości zakupu szyn na okres 12-15 miesięcy. PKP PLK doskonale o tym wie i rozpisuje przetarg, w którym jest element hazardu. Jeśli ceny szyn wzrosną, wykonawcy będą mieli kłopoty, a niektóre firmy zapewne upadną. Komu to służy? - pyta retorycznie Maciej Radziwiłł.
- W wielu krajach poradzono sobie z tym, wprowadzając indeksację, albo obowiązek zakupu materiałów przez samą kolej. W Polsce jednak nikt nie przyjmuje do wiadomości tego, że byłoby to o wiele korzystniejsze. A my powinniśmy konkurować tylko samą usługą. A tak działalność wykonawców obarczona jest ogromnym ryzykiem. Czasami działa ono na naszą korzyść, czasami w drugą stronę. Jeśli ceny materiałów rosną, wykonawca staje się bardzo agresywny wobec zamawiającego. Wywołuje mnóstwo roszczeń, które nie są kosztami kwalifikowanymi. Za to Unia nie płaci, co oznacza, iż w konsekwencji budżet płaci więcej niż powinien. Jeśli jest to firma z Chin, to bardzo jestem ciekaw, jaki procent z tej kary za A2, wyliczonej na 740 mln zł, Polska uzyska? Według mnie, będzie to dokładnie zero. Nawet ściągnięcie gwarancji dobrego wykonania od chińskich banków, będzie dużym wyzwaniem - mówi Maciej Radziwiłł.
- Może wreszcie ktoś zrozumie, że warto popierać polskie firmy. Co oczywiście nie znaczy, że one muszą należeć do Polaków. Mają to być podmioty zarządzane z Polski i mające gros sił tutaj. Taka firma chce tu być, jest zależna od zamawiającego i w jej interesie jest budowa pewnej reputacji, referencji i opinii wobec podwykonawców. Takie spółki powinno się popierać, niezależnie od tego, czy są one własnością Chińczyka, Hiszpana, czy Polaka. Tylko że tego nikt nie rozumie, lub nie chce przyjąć do wiadomości - podkreśla prezes Trakcji-Tiltry.
- Niektórzy decydenci kolejowi jeździli do Chin i zapraszali tamtejsze firmy do Polski. Jedna ze spółek należących do Grupy PKP, po podpisaniu listu intencyjnego z podmiotem chińskim i m.in. po rozmowie ze mną, uznała, że taka współpraca zupełnie jej się nie opłaci. Rynek polski jest dla Chińczyków bardzo mały – Chiny wydają na kolej 100 mld dolarów rocznie, a my - tylko 1 mld - tłumaczy Maciej Radziwiłł.