Sytuacja w branży budowlanej jest obecnie bardzo zła. Wykonawcy – jak sami mówią – znajdują się pod ścianą. Bez waloryzacji, która zrekompensuje niemożliwy do przewidzenia wzrost cen, skutki odczują nie tylko przedsiębiorstwa, które zbankrutują, ale całe społeczeństwo, które nie będzie mogło korzystać z zaplanowanych inwestycji. Waloryzacja jest niezbędna. Jak najszybciej i w oparciu o obiektywne wskaźniki.
Firma schodzi z placu budowy, kontrakt został unieważniony, przy bardzo dużych środkach na inwestycje pogarsza się sytuacja firm wykonawczych – to problemy, o których było głośno kilka lat temu. Niestety mamy z nimi do czynienia także obecnie. – Mam wrażenie swoistego deja vu – stwierdził Adrian Furgalski
podczas debaty poświęconej problemom branży drogowej zorganizowanej przez Najwyższą Izbę Kontroli. W poprzedniej perspektywie finansowej, przy bardzo dużych środkach na inwestycje nie udało nam się zbudować potęgi firm, wręcz przeciwnie, wiele z nich upadło. Teraz miało być lepiej. Miało. – Pieniądze mamy olbrzymie, ale możemy je przypłacić krwią firm wykonawczych i podwykonawczych – mówi Furgalski.
- Pierwsza perspektyw finansowa była dla wykonawców klęską finansową. Druga, jeśli strona publiczna nie weźmie na siebie części ryzyk, choćby tych związanych z niemożliwym do przewidzenia wzrostem cen, zabije tę branżę - powiedziała Barbara Dzieciuchowicz, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa.
Podczas debaty w NIK przedstawiciele branży drogowej nie mieli wątpliwości – najpilniejsza sprawą do rozwiązania jest waloryzacja kontraktów. Obecnie, na kontraktach drogowych ona nie działa, a na samorządowych – jak zwróciła uwagę Barbara Dzieciuchowicz – nie ma jej w ogóle. Podobnie zresztą jak w przypadku kontraktów realizowanych na zlecenie PKP PLK.
Wzrosty cen – były i nadal będą – dwucyfrowe
Tymczasem koszty galopują. Tylko w ciągu ostatnich dwóch lat ceny prętów stalowych wzrosły o 64 proc., ceny betonu o 32 proc. a asfaltu drogowego aż o 90 proc. podał przykłady prezes Budimeksu Dariusz Blocher. Jak dodał, prognozy wzrostu na najbliższy okres są także dwucyfrowe. Wynagrodzenia wzrosły o 22 proc.
Tych zmian nie uwzględnia wskaźnik GUS, na którym oparta jest waloryzacja kontraktów drogowych, który w ciągu ostatnich 8 lat praktycznie się nie zmienił. Dodatkowe ryzyko dotyczące cen kontraktowych związane jest z długim czasem rozstrzygania przetargów. – Jeszcze na początku 2017 roku w GDDKiA od złożenia oferty do podpisania umowy mijało 74 dni. Teraz jest to średnio 245 dni, a są przykłady gdzie wykraczamy poza rok – mówił Dariusz Blocher. W sektorze kolejowym są to 153 dni.
Skutkiem tego jest m.in. to, że firmy które składają oferty, ostatecznie nie chcą podpisywać umów.
Obecnie trwa testowanie nowego sposobu zbierania danych, na których ma się opierać wskaźnik waloryzacji. To jednak jest rozwiązanie czasochłonne, a jak podkreślali uczestnicy czwartkowej debaty w NIK, nie ma już czasu na rozmowy, potrzebne są szybkie decyzje.
Wykonawcy pod ścianą
– Czas jest kluczowy. Trzeba jak najszybciej wypracować mechanizm waloryzacyjny. Jako branża jesteśmy pod ścianą – mówił Wojciech Pater, prezes firmy Mosty Łódź zwracając uwagę, że w bardzo trudnych warunkach są realizowane kluczowe inwestycje drogowe. Kondycja wykonawców może przesądzić o ich dalszym losie.
– Dłużej nie jesteśmy w stanie operować firmami. Nie mamy pieniędzy, ani, jako polskie przedsiębiorstwa, firmy-matki za granicą, która pomoże i pozwoli przeczekać – wtórował mu Waldemar Ostrowski z firmy Planeta dodając, ze dodatkowo usztywniło się podejście banków do firm drogowych i trudno jest uzyskać jakikolwiek kredyt.
– Jako branża nie jesteśmy obecnie w stanie realnie przewidzieć kosztów inwestycji – podkreślał Mateusz Gołębiewski z firmy Mota Engil Central Europe, który wskazał, że na dynamiczną sytuację na rynku reagują firmy podwykonawcze - w ślad za wzrostami cen materiałów oczekują zmiany swojego wynagrodzenia, takze w trakcie trwania umowy.
Z debaty w NIK wynika, że jest zgoda co do potrzeby mechanizmów waloryzacyjnych. Są jednak dwa zasadnicze problemy: nie wiadomo kto ma podjąć decyzję i jak waloryzacja ma wyglądać. Jak zwracano uwagę decyzyjność co do kształtu rozwiązań jest po stronie Prokuratorii Generalnej (choć nie tylko) a odpowiedzialność za realizację kontraktów drogowych po stronie GDDKiA.
Rażąca strata? Nie tędy droga
Do rozwiązania w zakresie waloryzacji są dwa problemy – stwierdził Marek Chodkiewicz, wiceminister infrastruktury. Jeden dotyczy przyszłości, czyli umów, które dopiero będą zawierane. W tym przypadku GDDKiA opracowuje wskaźnik oparty na koszyku materiałów – poinformował wiceminister. Jeśli chodzi o rozwiązanie dotyczące już zawartych umów, jak mówił, trzeba znaleźć rozwiązanie, z którym zgodzi się zarówno Prokuratoria Generalna, jak i Urząd Zamówień Publicznych czy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
– Musimy wspólnie z wykonawcami dojść do takiego porozumienia, w którym oni pokażą nam, że mogą ponieść rażącą stratę. Musimy widzieć gdzie grozi rażąca strata, wtedy możemy podjąć odpowiednie kroki – mówił wiceszef resortu infrastruktury.
Z takim podejściem nie godzą się generalni wykonawcy.
– Nie mogę się zgodzić z tym, że będziemy rozpatrywali spory na zasadzie rażąco wysokiej straty – mówił Dariusz Blocher. Jego zdaniem to rozwiązanie niesprawiedliwe w stosunku do firm, które dotrzymują obietnic. – Można to rozumieć tak, że aby wykazać rażącą stratę, musielibyśmy nie realizować kontraktu, notować wysokie straty częściowo z powodu nieudolności, częściowo z powodu wysokich cen i dopiero wtedy moglibyśmy liczyć na waloryzację – mówił Dariusz Blocher. – Jak pójdziemy w tę stronę, to nigdy nie dojdziemy do porozumienia – dodał stwierdzając, że takie rozumienie waloryzacji prowadziłoby do ponoszenia konsekwencji nieudolności firm – przekonywał.
Jak powiedział, według sądów, rażąco wysoka strata to ok. 10 proc. tymczasem chodzi o ewentualne starty wysokości kilku procent.
– Podpisuję się pod tym, że opieranie waloryzacji na rażącej stracie będzie nagradzaniem największych maruderów – powiedział Wojciech Trojanowski, członek zarządu Strabag. Jak dodał, chodzi o rozwiązanie oparte na obiektywnych wskaźnikach, które traktuje wszystkich tak samo, zarówno tych, którzy niezależnie od trudności realizują kontrakty, jak i tych, którzy radzą sobie z tym gorzej.
– Jeśli wyjdę stąd z przekonaniem, że chodzi o rażącą stratę, to od jutra wszystkie oferty zaniżymy o 20 proc., bo wtedy łatwiej będzie tę stratę wykazać – mówił Dariusz Blocher, uzasadniając, że nie tędy droga. – Firmy mogą wygenerować straty, bo źle negocjowały, bo źle zarządzają, bo nie mają własnego sprzętu – mówił. Jego zdaniem są inne narzędzia, by w sposób sprawiedliwy rozliczyć niemożliwy do przewidzenia wzrost cen.
Budimex proponuje by przynajmniej tymczasowo, jako formę „ugaszenia pożaru”, oprzeć waloryzację o wskaźnik inflacji.