Rynek Infrastruktury
Zamawiający ucieka od odpowiedzialności
– Zasadą jest, że ryzyko powinna obsługiwać ta strona, która jest do tego lepiej przygotowana. Jeśli to zamawiający dostarcza przykładowo dokumentację projektową, a wykonawca zobowiązuje się na jej podstawie do wykonania robót budowlanych, wszelkie błędy i nieścisłości w dokumentacji projektowej w sposób oczywisty powinny obciążać zamawiającego i ten powinien zrekompensować wykonawcy wszelkie szkody, których dozna on w wyniku tychże błędów – tłumaczył Marcin Bałdyga podczas konferencji PZPB, SIDiR i Stowarzyszenia Inicjatywa dla Infrastruktury.
Coraz częściej zamawiający wykorzystują model „projektuj i buduj”. Wówczas to wykonawca zajmuje się przygotowaniem projektu i następnie na jego podstawie wykonuje prace budowlane. – Ten model jest lepszy i wygodny dla zamawiającego, który może przerzucić większość ryzyk na wykonawcę – zauważył ekspert.
Według Marcina Bałdygi pojawia się ograniczenie natury prawnej. – Prawo polskie wymaga, aby opis przedmiotu zamówienia został sporządzony w sposób jednoznaczny i wyczerpujący. Jeżeli opierać się na filozofii, która przyświeca zamawiającym, że za wszystkie błędy obciążany jest tylko wykonawca, to okazuje się, że jest dysonans pomiędzy wymogami artykułu nakazującego dokładne opisanie przez zamawiającego przedmiotu zamówienia, aby wszyscy wykonawcy zrozumieli to dokładnie w ten sam sposób i aby ich oferty były ze sobą porównywalne. Niestety, do tej kwestii można mieć spore zastrzeżenia – skomentował.
Zwykle podczas realizacji umów dotyczących prac projektowych lub robót budowlanych, dochodzi do wzrostu kosztów wykonania tych prac i robót, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że niektóre umowy mają charakter wieloletni. – Normą jest, że projekty infrastrukturalne są realizowane po kilka lat, w tym czasie może dochodzić do wahania cen, zmian uwarunkowań rynkowych – oznajmił ekspert.
Na etapie realizacji robót mogą pojawić się nieprzewidziane okoliczności. Wspomniane Warunki Kontraktowe FIDIC bardzo dobrze adresują te ryzyka stronom procesu inwestycyjnego. Niestety, jak zauważa członek SIDiR, w polskiej rzeczywistości dwaj najwięksi zamawiający, a ich śladem także mniejsi, coraz częściej dokonują takiego przesunięcia ryzyka, aby za wszystko odpowiedzialny był wykonawca.
Problemy nie do pokonania?
– W polskich uwarunkowaniach wynikających z ustawy Pzp postępowania przetargowe i umowa o zamówienie publiczne przypomina wzór zwany przez prawników umową adhezyjną. Polega to mniej więcej na tym, jakby chcieć zakupić bilet na przejazd autobusem. Można go kupić i zgodzić się na warunki oferowane przez przewoźnika, albo zrezygnować z zakupu. Podobnie w zamówieniach publicznych, pomimo prawa zadawania pytań i oczekiwania wyjaśnień od zamawiającego i tak te instytucje są nieco kulejące i w efekcie sprowadza się to do tego, że wykonawca może złożyć w danym postepowaniu przetargowym ofertę bądź z uczestnictwa w tym postępowaniu zrezygnować – porównywał Bałdyga.
Według eksperta, sposobem na zmniejszenie kłopotów powinno być „stosowanie rozsądnie przemyślanej matrycy ryzyk, które byłyby odpowiednio rozłożone pomiędzy stronami”. – Można do tego wykorzystać wzór WK FIDIC, który nawet w niewielkim stopniu zmieniony, po to, aby był dostosowany do wymogów powszechnie obowiązującego prawa w Polsce, może być stosowany niemalże wprost – oznajmił Marcin Bałdyga.