Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki zaprezentował w tym tygodniu olbrzymi plan wydatków publicznych, które mają dostosować infrastrukturę do potrzeb współczesności, wesprzeć rozwój ekologicznych form transportu i poprawić standard życia Amerykanów. Spory nacisk położono w nim na kwestie społeczne, m.in. na zatrudnienie przy inwestycjach publicznych. Pakiet był jedną ze sztandarowych obietnic wyborczych Joe Bidena.
Realizując jedną ze swoich obietnic wyborczych, nowy prezydent USA Joe Biden zaprezentował w tym tygodniu plan odbudowy krajowej infrastruktury (o planach na kolej, w ramach
"American Jobs Plan", piszemy tutaj), która w jego opinii wymaga dużych inwestycji po pewnej degradacji technicznej. Założenia mówią o przedsięwzięciach wartych łącznie 2 bln dolarów (ok. 7,8 bln zł). Kwota ta ma pozwolić też na wsparcie rozwoju segmentu pojazdów elektrycznych i „zieloną” energetykę. Ma być to największy program infrastrukturalny od czasów budowy autostrad w latach 50. XX w.
Dobre życie dzięki pracy, a nie dzięki kapitałowi Cele, jakie mają przyświecać olbrzymiemu przedsięwzięciu, są dosyć złożone: z jednej strony ma ono pomóc amerykańskiej gospodarce, która cierpi obecnie z powodu pandemii koronawirusa, z drugiej ma zaś przygotować ją na nowe rozwiązania wdrażane w związku z troską o klimat. Ma też wesprzeć przedsiębiorstwa coraz intensywniej konkurujące z ich odpowiednikami z Chin. Biden chce także stworzyć wiele dobrze opłacanych miejsc pracy, co ma przełożyć się na poziom życia Amerykanów. Olbrzymi „American Jobs Plan” (Amerykański Plan Pracy) ma być finansowany głównie poprzez podniesienie podatków płaconych przez wielkie korporacje.
Prezydent w swoim przemówieniu, podczas którego ogłosił zamiary, mocno podkreślał wagę pracy przy planowanych inwestycjach. Stwierdził, że program jest największym planem zatrudnienia w historii USA od czasów II wojny światowej. Dzięki niemu będzie też można zgodnie z przedstawionymi założeniami wzbogacić się dzięki własnej pracy, a nie tylko dzięki zgromadzonemu już kapitałowi. Tak jak można było oczekiwać, program Bidena skrytykowali Republikanie, określając go jako zbyt daleko idący.
Duże wsparcie dla dróg, ale też dla transportu publicznego Plan Bidena zasadniczo podzielony jest na dwie części. Pierwsza z nich gromadząca inwestycje warte łącznie 621 mld dolarów została nazwana „Infrastruktura transportowa”. Ok. 115 mld dolarów pochłonąć ma modernizacja autostrad i innych dróg, w tym 10 wielkich i 10 tys. mniejszych mostów. 20 mld przeznaczone zostało na poprawę bezpieczeństwa na drogach, w tym rowerzystów i pieszych. 85 mld ma wspomóc działanie operatorów transportu publicznego, osobne 80 mld – kolei Amtrak. 174 mld przeznaczone ma zostać na rozwój pojazdów elektrycznych (w założeniu ma zostać m.in. zelektryfikowana w co najmniej 20 proc. krajowa flota autobusów szkolnych). Mniejsze kwoty mają trafić do branży żeglugi śródlądowej i portów. Wsparcie mają też otrzymać lotniska.
Druga część – warta nieco więcej niż ta dotycząca transportu, bo 650 mld dolarów – nazwana została „Infrastruktura w domu”. Tu największą pozycję stanowi budowa i modernizacja ponad 2 mln domów (213 mld dolarów). 100 mld ma zostać przeznaczone na budowę infrastruktury internetu szerokopasmowego, która ma objąć także domostwa 35 proc. Amerykanów żyjących na wsi. 111 mld dolarów ma zapewnić dostęp do czystej wody pitnej. Pozostałe środki mają zostać wykorzystane na budowę szkół publicznych, szpitali, uczelni itp. Ponad 700 mld dolarów stanowią zaplanowane wydatki niezwiązane bezpośrednio z infrastrukturą. To m.in. wsparcie nauki, małego biznesu, produkcji na mniejszą skalę czy segmentu opieki nad osobami starszymi.